Belgia. Od wyborów parlamentarnych w czerwcu ubiegłego roku trwają w Belgii wielopartyjne rozmowy o sformowaniu nowego rządu, a krajem administruje poprzedni, który podał się do dymisji przed wyborami.
Zniecierpliwieni Belgowie urządzili „rewolucję frytek”, by z humorem świętować niechlubny rekord świata długości rozmów koalicyjnych. Do tej pory należał on do Iraku, gdzie w 2009 roku rozmowy o podziale władzy między Kurdami, szyitami i sunnitami trwały 249 dni. Chociaż Belgowie podeszli do problemu z humorem, w kraju narasta zniecierpliwienie nieudolnością klasy politycznej.
Belgowie uważają frytki za swój wynalazek, symbol i część dziedzictwa kulturowego, więc zawinięte w tradycyjne papierowe rożki były one rozdawane na manifestacjach, festynach i koncertach zorganizowanych głównie przez studentów. – Występujemy w imieniu Belgii i „belgijskości” – tłumaczyli organizatorzy.
Studenci protestują zarówno przeciwko politykom, którzy nie potrafią się porozumieć w sprawie powołania rządu, bo górę biorą partykularne interesy, jak i tendencjom separatystycznym, obecnym zwłaszcza w zamożniejszej Flandrii na północy kraju. Jednak tym razem Flamandowie przyłączyli się do „rewolucji frytek”, skandując razem z Walonami z południa hasło „Nie w naszym imieniu – młodzi”.
„Rewolucja frytek” jest kolejnym znakiem sprzeciwu Belgów wobec kryzysu. W styczniu ulicami Brukseli przeszła 40-tysięczna manifestacja Belgów pod skierowanym do polityków hasłem „Wstyd!”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Fakty i opinie - Edward Kabiesz/PAP