Szczecin. Gdy sąsiad po raz kolejny uraczył nas gryzącym dymem ze swojego komina, moja żona zadzwoniła do straży miejskiej z prośbą o interwencję.
– Nie mamy prawa wchodzić do domów i kontrolować, czym ludzie palą w piecach. Niech pani napisze pismo do wydziału ochrony środowiska. Jak pani napisze ze trzy razy, to przyjadą na kontrolę – usłyszała w słuchawce. Ręce jej opadły.
Okazuje się jednak, że jak się chce, to można znaleźć sposób na trucicieli. Prezydent Szczecina ma wkrótce wydać upoważnienie strażników miejskich do wejścia na teren prywatnych posesji i kontrolowania, czym ich właściciele opalają piece. Podstawą do tego jest art. 379 Ustawy o odpadach. Kto nie wpuści inspekcji, może zostać ukarany.
Kodeks karny przewiduje za to przestępstwo nawet 3 lata więzienia. Spalanie śmieci też jest karalne. Strażnik miejski może za to wlepić mandat w wysokości do 500 zł. Jeśli sprawa trafi do sądu, grzywna może wynieść nawet 5 tys. zł. Wyjątek od zakazu spalania śmieci to sytuacja, gdy pali się niewielkie ilości odpadów pochodzenia roślinnego, np. liście z przydomowego ogródka.
Podobną akcję już od niespełna 5 lat prowadzi Radom. O jej sukcesie najlepiej świadczy fakt, że liczba umów na wywóz śmieci wzrosła w tym czasie o ponad jedną czwartą, z prawie 13,5 tys. do ponad 18,5 tys.
Niestety, nie wszędzie tak jest. Najwyższy czas, by żądać od niedawno wybranych władz samorządowych, by skończyły z bezradnością wobec palących śmieci.
Prawo do położenia jej kresu mają: marszałek województwa, starosta oraz wójt, burmistrz lub prezydent miasta. Od ich decyzji zależy, czy będziemy musieli znosić gryzące, rakotwórcze dymy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Fakty i opinie - jd