Warszawa. Nie było to łatwe: 1500 młodych, młodszych i całkiem najmłodszych aktorów trzeba było ubrać w kolorowe stroje, nauczyć łacińskich okrzyków, w miarę eleganckiego i sprawnego marszu, a przede wszystkim wytłumaczyć ideę.
A idea jest prosta: wychodzimy na ulicę, symbolicznie zmieniamy się w czwartego Króla, który wyszedł do Betlejem, ale nie udało się… Nam się udało. Po raz trzeci 6 stycznia dzieci z 16 warszawskich szkół, rodzice, harcerze oraz tłum warszawiaków, wraz z Trzema Królami na koniach, kapelą góralską, stadem owieczek, wyszli z pl. Zamkowego. Do szopki betlejemskiej na pl. Piłsudskiego prowadził ich abp Nycz. Idea jest prosta: zaświadczyć obecnością, przekazać innym, że wiara jest dla nas ważna.
I ważne jest wspólne świętowanie, i że rodziny mogą zrobić coś razem. Idea tak prosta, że aż czasem niezrozumiana. Bo komentarze, że to festyn i gadżeciarstwo zadziwiają. Bo, co prawda, z pozycji wszechwiedzącego, choć nieobecnego komentatora można pomylić feerię orszakowych barw i dziecięcej radości z festynem, ale warto by było najpierw choć zadać sobie kilka pytań, m.in.: co zamiast?
Można świętować Objawienie Pańskie tylko w zaciszu domu i kościoła. Jedno drugiego zresztą nie wyklucza. Bo orszak to wartość dodana. Coraz więcej miast ją odkrywa. W tym roku przeszedł także w Krakowie, Poznaniu, Wrocławiu, Gdańsku i Szczecinie. Jak będzie w przyszłym?
Ja, wraz z dwoma pastuszkami, dwórką i nieznośnym 3-letnim aniołkiem, na 3. warszawskim orszaku byłam, kolędy śpiewałam, Dzieciątku się pokłoniłam. Na czwarty orszak już się wybieram. I wszystkim atmosferę z doświadczenia, a nie z publicystycznej teorii, polecam.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Fakty i opinie - Agata Puścikowska