Warszawa. Gdyby kilkunastoosobowa grupa starszych osób ze sztyletami z parasolek i okrzykiem "Za aborcję – śmierć!" wyszła w niedzielne popołudnie na ulice Warszawy, byłaby to informacja godna uwagi.
Gdyby kwiat łysej młodzieży w ciężkich butach pokrzykiwał faszyzujące hasła, z pewnością trafiłby na pierwsze strony gazet. 30 maja w Warszawie walecznych staruszków nie było. Ani bojówek łysej młodzieży. Nowym Światem, Krakowskim Przedmieściem, aż przed kościół św. Anny, przeszło kilka tysięcy kolorowych, radosnych, przyjaznych rodzin. Media tego nie zauważyły.
Organizatorzy marszu mówią, że marsz nie jest po to, by zaistniał w mediach. Szlachetne. Ale żeby rodzina – jako realna, nie tylko deklarowana wartość – została wypromowana w społeczeństwie, szczególnie wśród ludzi młodych, media są nieodzowne.
Więc kilka słów prawdy: w warszawskim V Marszu Dla Życia i Rodziny przeszła rekordowa liczba osób – około 6 tys. Głównie rodziny z dziećmi: długi szpaler wózków przystrojonych balonikami, maluchy machające chorągiewkami – robiły wrażenie. Szła młodzież. Szły przeróżne organizacje pro-life, stowarzyszenia, studenci kierunków związanych z rodziną.
Było też wiele rodzin wielodzietnych. Wbrew stereotypowi, że wielodzietna to patologiczna, pokazywali że model „2+8” (jak państwo Bąkowscy, którzy wygrali konkurs na najliczniejszą rodzinę marszu) jest jak najbardziej w normie. W tym roku marsz odbył się pod hasłem „Państwo przyjazne rodzinie”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
(obraz) |
Fakty i opinie - Agata Puścikowska