Warszawa. Sklepy zielarsko-medyczne w Polsce stoją na progu bankructwa. W kłopoty wpędziło je w październiku 2009 r. Ministerstwo Zdrowia, ogłaszając nową listę produktów leczniczych, dopuszczonych do obrotu w tych placówkach.
Na liście brakuje nawet witaminy B complex, którą te sklepy handlowały od lat, witaminy A+E, a witamina C została tylko w małych dawkach 100 mg. Z początku ministerstwo zabraniało sklepom zielarskim handlować nawet solą bocheńską, używaną w kąpieli; teraz sól na listę wróciła.
Nie ma jednak kilkuset innych łagodnych produktów leczniczych, suplementów diety, maści Alantan, produkowanej na podstawie wyciągu z rumianku, maści i płynów na odciski, czy podstawowych środków przeciwbólowych.
– Maść Voltaren możemy sprzedawać w opakowaniach 40-gramowych, ale już nie większych, które są bardziej ekonomiczne. Ministerstwo zasłania się dobrem pacjenta, a tymczasem w jednej z ostatnich wersji pozwolili nam sprzedawać insulinę, która jest tylko na receptę... Ministerstwo kompletnie nie panuje nad bałaganem na swojej liście – ocenia Urszula Jarosz z Polskiej Izby Zielarskiej.
Sklepy zielarsko-medyczne przed 20 laty występowały pod szyldem „Herbapol”, później przeszły najczęściej w ręce małych firm rodzinnych. W samym tylko województwie śląskim do marca 2010 r. upadło aż 14 takich sklepów. Właściciele kolejnych twierdzą, że od bankructwa dzieli ich krok. Na 19 maja 2010r. zapraszają o godz. 11. na Mszę św. w intencji Zielarstwa Polskiego, w kościele św. Aleksandra na placu Trzech Krzyży w Warszawie. Po Mszy zielarze, ich sympatycy, oraz producenci ziół przejdą pod Sejm, gdzie zażądają rozmów z premierem Pawlakiem i posłami z Sejmowej Komisji Zdrowia.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
(obraz) |
Fakty i opinie - prze