Nicholas Bostic przejeżdżał koło płonącego domu. Było około północy. Ruszył prosto w płomienie, bez względu na niebezpieczeństwo dla samego siebie.
25-latek wbiegł do domu tylnymi drzwiami i próbował zaalarmować wszystkich, którzy byli w środku. Nie wiedział, że w domu było pięcioro dzieci w wieku od 1 do 18 lat. Powiedziały mu, że na górze uwięziony jest sześciolatek. Bostic skierował się tam bez namysłu. Podniósł dziecko i wyskoczył z okna na drugim piętrze. Według Departamentu Policji w Lafayette, to cud, że dziecko nie miało większych obrażeń.
Nicholas, rozmawiając z dziennikarzem Davem Bangbertem, stwierdził, że zdawał sobie sprawę, że może umrzeć, ale ta myśl wcale go nie paraliżowała, odczuwał spokój. Po skoku z okna myślał, że to już właściwie koniec, ale ostatecznie doszedł do wniosku, że miał dodatkowe wsparcie.
"Siedzenie tutaj i opowiadanie ci o tym, jest dla mnie po prostu nierealne. To Bóg, człowieku. To wszystko, o czym mogę myśleć."
Bostic doznał obrażeń, niektóre z nich wymagały założenia szwów w dłoni. Nawdychał się też dymu, choć zakrywał usta i nos koszulą.
Film opublikowany przez Departament Policji w Lafayette daje pewne wyobrażenie o tym, jak poważny był pożar. Na końcu widzimy także dzielnego Nicholasa, który pyta: "z dzieckiem wszystko ok?".
Here’s the video to go along with the story. pic.twitter.com/TvZ5wzCg1f
— LafayetteINPolice (@LafayetteINPD) 15 lipca 2022
Bostic spotkał się już z burmistrzem Lafayette, Tonym Roswarskim, a rodzice dzieci powiedzieli dziennikarzowi, że czują, że sam Bóg zesłał Nicholasa na ratunek ich dzieciom.
Zorganizowano kilka zbiórek pieniędzy, aby pomóc Nicholasowi w radzeniu sobie z kontuzjami i rachunkami.
MG/aleteia.org