Kto sieje wiatr, zbiera burzę. Tak pomyślałem, czytając doniesienia o zamiarze wszczęcia przez prokuratora generalnego USA śledztwa w sprawie stosowania przez CIA tortur.
CIA broni się, że ich „surowe metody przesłuchań” – jak eufemistycznie nazwano tortury – były zgodne z instrukcją ministerstwa sprawiedliwości. Śledztwo ma dotyczyć tylko metod, które wykraczały poza te instrukcje. Chodzi m.in. o bicie i o stosowanie tzw. waterboardingu (symulacji topienia po przywiązaniu do deski głową w dół) dłużej, niż zalecano. Jak to: „dłużej, niż zalecano”? Przypomniały mi się dwa dokumentalne filmy o wojnie w Iraku.
Amerykańskie oczywiście. Pierwszy pokazywał, jak żołnierze szukający Saddama Husajna ukrywającym go przykładali lufy do głowy, strasząc rozstrzelaniem. I jak związany już dyktator został pobity przez tłumacza (żołnierza USA). Drugi pokazywał działania marines poszukujących terrorystów: wpadali do wioski i – dla własnego bezpieczeństwa – wszystkim mężczyznom wiązali ręce. Co działo się w duszach tak potraktowanych osób? Kościół zakazuje stosowania tortur (KKK 2297).
Nie trzeba zbytnio grzeszyć inteligencją, żeby zrozumieć, że nakręcają one falę nienawiści. Jak w głowach miłujących wolność i demokrację może powstać pomysł, że można tych wartości bronić takimi metodami? Okazuje się, że łatwo protestować, gdy chodzi o innych. Gdy zagrożony jest choćby jeden własny obywatel, wszystko zaczyna być dozwolone. Do kitu z taką moralnością.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Macura, redaktor naczelny wiara.pl