Włochy. Mieszkańcy Abruzji to ludzie gór. Twardzi, dumni i uparci. Jednak w ostatnich dniach powtarzali często: trzęsienie ziemi rzuciło nas na kolana.
Noc z 5 na 6 kwietnia zapisze się na długo w historii Włoch. O 3.32 trzęsienie ziemi o sile 5,8 stopni w skali Richtera, z epicentrum w okolicy stolicy Abruzji, zniszczyło tysiące domów, zostawiając bez dachu nad głową ponad 20 tys. mieszkańców. Największe zniszczenia zanotowano w l’Aquila i Onnie, a także miejscowościach Fossa, Castelnuovo, Pioggio Picenze i Tornimparte.
Strach był potworny
Mieszkańcy Abruzji byli przyzwyczajeni do niewielkich wstrząsów sejsmicznych. Jednak w tygodniu poprzedzającym tragedię wstrząsy powtarzały się bardzo często. O koło 23.00 w niedzielę ziemia zatrzęsła się tak mocno, że niektórzy spędzili noc w samochodach. Ich przeczucia, niestety, sprawdziły się. – Kiedy usłyszałam hałas, myślałam tylko o dzieciach – opowiada Daniela Costanzi, która z mężem i dwójką dzieci mieszkała na obrzeżach l’Aquila. – Strach był potworny, ale mocniejsza była chęć uratowania dzieci. Dlatego pobiegłam, ile sił w nogach, po schodach, na antresolę. Całe szczęście, że nic z przewróconych mebli nie zablokowało drogi do ich sypialni – opowiada Daniela. Z dziećmi i mężem zostali w piżamach na ulicy przed domem. – Udało nam się zabrać tylko kołdry. Potem padał grad. Byliśmy w samochodzie, kiedy przyszedł drugi wstrząs. Samochód aż tańczył – opowiada. Wielki Tydzień spędziła najpierw dzwoniąc do wszystkich, których miała na liście numerów w telefonie komórkowym, a potem przy komputerze, przeglądając bez końca listę ofiar, którą publikował na swoich stronach internetowych lokalny dziennik „Il Centro”.
Dwieście trumien
Do dzisiaj na liście ofiar figurują 294 osoby. 6 ciał czeka jeszcze na identyfikację. Wśród ofiar jest Fernada Ciuffoletti. W chwili tragedii nie miała jeszcze miesiąca. To właśnie białe, malutkie trumienki dzieci, położone bezpośrednio na trumnach rodziców, robiły największe wrażenie podczas pogrzebu ofiar trzęsienia ziemi, któremu przewodniczył watykański sekretarz stanu kard. Tarcisio Bertone w Wielki Piątek, 10 marca, który dla Włoch stał się dniem żałoby narodowej. L’Aquila była jedynym miejscem na świecie, gdzie w Wielki Piątek odprawiono Mszę św. Na pogrzebową Eucharystię specjalną zgodę wyraził Ojciec Święty.
Przed ołtarzem polowym na placu w Coppito, na przedmieściach l’Aquila, stanęło ponad 200 trumien. – Klękamy przed enigmą śmierci, której nie da się rozszyfrować. Jest ona jednak jednocześnie okazją do zrozumienia prawdziwej wartości i sensu życia – mówił w homilii kard. Bertone. – Śmierć pozwala nam doświadczyć, że wszystko w jednej chwili może się skończyć – marzenia, plany, nadzieje. Wszystko się kończy, ale zostaje miłość – powiedział do rodzin ofiar watykański sekretarz stanu. Jednak został także lęk. – Nie mogę spać – wyznaje Daniela Costanzi. Kiedy zamyka oczy, słyszy hałas walących się ścian, czuje zapach zgniatanych murów, betonu. Widzi pył, który wchodzi w każdą szczelinę. – Mój starszy syn Piergiuseppe pyta mnie bez końca: Ty wierzysz w Boga? Jeżeli jest taki dobry, to czemu na to pozwolił? – mówi Daniela i przyznaje się: – Ja czuję to samo, ale mocniejsza jest wdzięczność za to, że udało się uratować dzieci, że żyjemy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Andrzej Jerie