Ciekawe, jak na okulary reagowali ludzie sprzed kilkuset lat, którzy dzięki temu wynalazkowi nagle zaczęli lepiej widzieć. Co do zasady większość z nas jest ostrożna i z nieufnością odnosi się do nowych technologii. I bardzo dobrze. Byle nie być nieufnym zbyt długo.
Działająca w Kalifornii firma wyprodukowała soczewki kontaktowe, będące równocześnie ekranem, na którym mogą pojawiać się obrazy. Osoby, które takie soczewki noszą, mogą więc wyświetlać sobie dodatkową warstwę rzeczywistości. Okulary, czy nawet gogle tego typu są znane od lat, czasami mówi się o nich AR (augmented reality – czyli rzeczywistość rozszerzona), jednak soczewki kontaktowe to zupełnie inny kaliber. Umieszczono w nich nie tylko „ekran”, lecz także żyroskop i dość sporo układów elektronicznych, by ta dodatkowa warstwa obrazu była stabilna i zawsze wyświetlała się „przed oczami” – a przecież gałka oczna cały czas się porusza. Po co komu taka rozszerzona rzeczywistość? Choćby po to, by widzieć postaci, których nie ma obok nas, bez konieczności siedzenia przed monitorem (np. osobę, z którą rozmawia się przez telefon). To dzięki AR uczniowie czy studenci mogą uczyć się o wnętrzu jamy brzusznej albo silnika odrzutowego. To dzięki AR można oglądać obiekty historyczne, które setki lat temu uległy zniszczeniu. I zwierzęta albo rośliny, których dzisiaj już nie ma. Na warstwę obrazu rzeczywistego kierowcy można nałożyć informację o prędkości samochodu albo o tym, dokąd ma jechać – wówczas nie musi spoglądać na liczniki czy na ekran nawigacji. Dzięki AR można projektować domy (urządzenia, samochody, meble…) i widzieć to, co się tworzy w trzech wymiarach, na wyciągnięcie ręki. Można przeglądać dokumenty, zdjęcia i filmy bez konieczności posiadania monitora.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek