Chcielibyśmy, żeby w Polsce obowiązywał całkowity zakaz bicia dzieci – poinformował premier Donald Tusk. Prawny zakaz ma dotyczyć nawet zwykłego klapsa. – Jeśli wobec kogoś [zakaz] nie zadziała, będzie interwencja odpowiednich służb – zapowiedział premier.
No to mamy jasność: zamiast wolności Tusk (należący do partii uważającej się za liberalną) proponuje wtrącanie się państwa do wciąż nowych dziedzin życia. Nawet do wychowania w normalnej, nie patologicznej rodzinie. Jeśli sąsiad zobaczy, że dajesz dziecku klapsa, to zawiadomi policję i dostaniesz, bracie, pouczenie. A w razie braku poprawy grzywnę. Tak będzie, jeśli rozsądni rodzice nie wybiją Tuskowi z głowy tego socjalistycznego pomysłu.
Na szczęście Polacy na ogół wiedzą, do jakich patologii prowadzi tzw. bezstresowe wychowanie. W „Rzeczpospolitej” przeczytałem wypowiedź Julii Pitery, posłanki PO: „Skutek ewentualnego zakazu bicia dzieci będzie taki, że karana będzie matka, która da dziecku klapsa na ulicy, a nie ojciec, który katuje dziecko w swoim domu”.
Ale premier „przejął się” ostatnimi doniesieniami o katowaniu dzieci w patologicznych rodzinach. Do takich zbrodni dochodziło też dawniej, ale media potrafią skupić uwagę na jakimś problemie, pokazując go jako nowe zjawisko. Część mediów zaapelowała o zmianę prawa – tak jakby dzisiaj pozwalało ono na katowanie dzieci.
Można by dojść do wniosku, że rodzice mordują dzieci za pomocą klapsów. A może zamiast zakazywać klapsa, wystarczy egzekwować istniejące prawo i usprawnić pracę kuratorów nadzorujących rodziny patologiczne?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Przemysław Kucharczak