Tutaj o wszystkim mówi się w czasie przeszłym. Był dom, był park... byli sąsiedzi. Trąba powietrzna w ciągu minuty zniszczyła dorobek życia.
W mediach coraz ciszej o tragicznych skutkach trąby powietrznej, ale dramat dotkniętych żywiołem mieszkańców trwa. Na szczęście przy takich wypadkach objawia się bezinteresowna życzliwość obcych często ludzi. Niestety, są też tacy, którzy korzystają z okazji, by złupić tych, którzy i tak stracili niemal wszystko.
Musimy być razem
Zjazd z autostrady A4 w kierunku Strzelec Opolskich. Krajobraz jak po wojnie. Po prawej stronie skoszone przez żywioł drzewa przypominają upiory. Trąba sama decydowała, co oszczędzić, a co zniszczyć. Tuż obok upiorów stoją spokojnie nietknięte drzewa, nieco dalej pole, z nienaruszonymi snopami siana. W Błotnicy Strzeleckiej skutki nieprzewidywalnej trąby widać najbardziej. Urszula Koziołek przyjechała z Niemiec, żeby pomóc matce. Ingeborga Siendzielorz była w domu w czasie feralnego piątku. Straciła niemal cały dach i jedno okno. Oprócz córki pomagają też bezinteresownie obcy ludzie, wokół domu kręci się pracowicie młoda dziewczyna ze Strzelec. – Wszyscy tu bardzo pomagają, straż pożarna spisała się na medal, ksiądz z Centawy przyjeżdżał nawet trzy razy dziennie i pytał, czego jeszcze potrzebujemy – opowiada Urszula. Zabiera matkę do Niemiec, ale dom będzie odremontowany. Był ubezpieczony, a i tak rząd obiecał pomoc dla wszystkich poszkodowanych. – Jakieś wypłaty już były z opieki społecznej, jedni dostali więcej, inni mniej, ale zawsze to coś. Ja jeszcze do tej pory nie mogę dojść do siebie – Ingeborga nie potrafi już kryć się z płaczem. – Ale nie ma się co załamywać, trzeba żyć nadzieją, prawda? – dodaje natychmiast. W tej chwili na podwórze wchodzi obca kobieta. Przyjechała z kanapkami. – Weźcie to, a potem jeszcze coś dowieziemy – zapewnia. Dom tuż obok ucierpiał jeszcze bardziej. Kilku mężczyzn stara się uprzątnąć ruiny. – Teraz to już fajnie wygląda – Piotr Ptasznik uśmiecha się mimo wyraźnego zmęczenia na twarzy. To nie jego dom. Właścicielka mieszka w Niemczech i chyba nawet jeszcze nie wie, co spotkało jej posiadłość w kraju. Dom pójdzie do rozbiórki. – To nie mój dom, ale trzeba pomóc, przecież mnie też się to może zdarzyć – mówi Piotr, który przyjechał z Centawy. Na resztkach tego, co kiedyś było dachem, Artur Zdyń uwija się, żeby przygotować dom do rozbiórki. – Smacznego! – krzyczy przyjaźnie do ekipy sąsiadki, która przerwała na chwilę pracę i zasiadła do małego stołu na podwórzu. Dom Artura idzie do rozbiórki jeszcze tego samego dnia, ale póki co pomaga przygotować dom nieobecnej właścicielki. Tutaj każdy czegoś potrzebuje, więc bez wzajemnej solidarności się nie obejdzie.
Nie będzie dożynek
W szkole znajduje się sztab kryzysowy. Tutaj zgłaszają się firmy chętne do pomocy, rozdzielane są już otrzymane dary, podejmowane są decyzje o skierowaniu straży, nadzoru budowlanego. Wojciech Vrabetz jest sołtysem Błotnicy Strzeleckiej. Właśnie dzwoniła jakaś firma z kolejną propozycją. Ale znajduje dla nas czas na rozmowę i wspólne oględziny strat. – Mojej chaty trąba nie tknęła, ale chyba zaraz przestanę widzieć – mówi zmęczonym głosem. Rzeczywiście, jego oczy świadczą o tym, że nie spał prawie w ogóle w pierwszych dniach kryzysu. Ciągle jest co robić. – Na brak pomocy rzeczywiście nie możemy narzekać. Ogromną robotę wykonali strażacy, codziennie było ich tu 150. To byli ochotnicy z Opola, Wrocławia. Codziennie od piątku do poniedziałku, robili to społecznie – mówi sołtys. – Firmy zgłaszają się same. Niedawno dostaliśmy od jednej z nich materace, pościel, same potrzebne rzeczy. A ksiądz właśnie nas powiadomił, że jedzie TIR załadowany papą. To Caritas załatwiła – dodaje Vrabetz. Caritas dowoziła także kawę i ciastka. Gmina organizuje ciepłe posiłki dla wszystkich, którzy nie mogą gotować u siebie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina