Większość z tych krzyży własnoręcznie wykuli mordercy. Dlatego są czasem takie nieforemne.
Mijamy je często bezmyślnie i do głowy nam nie przyjdzie, jakie niezwykłe historie z nimi się wiążą.
Sztylet na krzyżu
W Rogowie koło Wodzisławia Śląskiego stoją aż dwa takie krzyże pokutne. Wyglądają niepozornie. Jeden jest okaleczony, ma ubite ramię. – Jak za dziecka przychodziliśmy na religię do kościoła, to się na nich nieraz siadało. Ale intrygowało mnie, co to takiego w ogóle jest – wspomina ks. Józef Świerczek, dziś ojciec duchowny w Wyższym Śląskim Seminarium Duchownym w Katowicach. W dzieciństwie znalazł w końcu rysunek krzyża pokutnego w starej niemieckiej encyklopedii. Nie umiał przetłumaczyć notatki przy rysunku. Ale zrozumiał, że to chyba jakieś „krzyże winy”.
Później dowiedział się więcej. I zafascynował się. Złapał aparat fotograficzny, wsiadł na motorower i ruszył na poszukiwanie krzyży pokutnych w okolicy. Napisał o nich pracę magisterską. Dzisiaj ks. Józef pokazuje te krzyże wysłannikom „Gościa”. – Chodźcie tu, popatrzcie na ten krzyż od tyłu! – woła nas w miejscowości Studzionka koło Żor. Trzeba wsadzić głowę między żywopłot a krzyż. I dopiero wtedy na plecach krzyża widać wyryty sztylet. Ledwie widać jego zarys na chropowatej powierzchni. – To może być sztylet albo też miecz. Prawdopodobnie to jest narzędzie zbrodni – mówi ksiądz Świerczek.
Morderca kuje w piaskowcu
Jakiej zbrodni? Otóż krzyże pokutne stawiali mordercy na miejscu zabójstwa. Zaczęli to robić na początku XIII wieku. – Porządkowano wtedy stare prawo zemsty, które głosiło zasadę: oko za oko – mówi ks. Świerczek. Gdzieniegdzie w Azji jeszcze niektórzy trzymają się tego starożytnego klanowego prawa. Ale i w Europie długo przetrwała wendeta na Sycylii czy krwawa zemsta na Bałkanach. W odwecie za zabicie członka rodu musiał zginąć ktoś z rodu zabójcy. Rodziło to klanowe wojny, które trwały przez wiele lat. W naszej części Europy wiele się jednak w tej sprawie zmieniło właśnie w XIII wieku. – Prawdopodobnie wiązało się to z interwencją Kościoła. Morderca w ramach pokuty własnoręcznie wykuwał krzyż, najczęściej w piaskowcu. Ale to był tylko jeden z wielu elementów jego pokuty! – mówi ks. Józef. – Zabójca musiał też zapłacić rodzinie ofiary „główszczyznę”, czyli odszkodowanie za głowę. Miał troszczyć się o dzieci swojej ofiary. Czasem musiał odbyć dalekie pielgrzymki, stać godzinami pod pręgierzem, upokorzyć się przechodząc nago przez wieś. Warunki tej pokuty były spisywane w obecności przedstawicieli władzy świeckiej i duchownej, w dokumencie nazywanym compositio – opowiada z pasją.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Przemysław Kucharczak