Największa wyspa Norwegii na Morzu Arktycznym. Miałem ostatnio niespotykaną okazję, by poznać tajemnice tej polarnej krainy.
ks. Stanisław Puchała, proboszcz katedry Chrystusa Króla w Katowicach. Wieloletni duszpasterz akademicki został zaproszony do udziału w wyprawie polarnej jako kapelan i uczestnik badań naukowych na Spitsbergenie. Pełnił też rolę korespondenta Radia eM i Radia Katowice. Relacje księdza Puchały i rozmowy przeprowadzone z nim już po powrocie ułożyły się w dziennik podróży, którego fragmenty dziś prezentujemy.
Kiedy wychodziliśmy w morze z portu w Gdyni, kołysało nami dość znacznie. Nad ranem morze się uspokoiło, niebo było bezchmurne – i tak, z małą przerwą, aż do wieczora. Dzisiaj jesteśmy już na Morzu Norweskim. W sobotę wiało bardzo mocno – było od 8 do 9 stopni w skali Beauforta. Ale świeciło słońce i wiatr wiał od dzioba, więc dało się przeżyć silne kołysanie statku. W sobotę wieczorem odprawiłem Mszę św. w mesie załogowej. Stół kapitański służył za ołtarz. Niełatwo było utrzymać równowagę, więc prawie całą Mszę przeżywaliśmy w pozycji siedzącej. W niedzielę rano morze się uspokoiło, ale po południu, niestety, wiatr znowu się wzmógł. Teraz wieje z lewej burty, są 4 stopnie w skali Beauforta. Statek kołysze się z boku na bok i jeszcze trudniej utrzymać równowagę. Zjedzenie posiłku w tych warunkach to nie lada sztuka. Trzeba trzymać stół, krzesło i to, co się ma przed sobą.
Jak małe dzięcioły
Płyniemy po Morzu Norweskim, pomiędzy środkową Islandią a północną Norwegią. Mimo kiwania i bujania, życie na statku nie zamiera. Zmieniają się wachty na mostku kapitańskim, studenci w chwilach wolnych od zajęć czyszczą statek od pojawiającej się rdzy, stukając jak małe dzięcioły. Rytm dnia regulują na statku posiłki. Codziennie o 19.00 jest też Msza św. Pomiędzy tymi stałymi porami naukowcy przygotowują się do badań, aktualizują dane, planują prace stacji i wokół stacji w Hornsundzie. Przypłyniemy tam prawdopodobnie 14 września. Na wykonanie zaplanowanych zadań na Spitsbergenie będziemy mieli 13 dni. To niewiele. – W sobotę ruszymy na stanowiska do automatycznych kamer rejestrujących ruch lodowca Hansa, a dr Mariusz Grabiec z kolegami będą w tym czasie sondować grubość lodu tego lodowca i zawartość wody – zapowiada prof. Jacek Jania, dziekan Wydziału Nauk o Ziemi Uniwersytetu Śląskiego.
Wodę widzę dokoła
Przede mną cudowna tęcza wydobywająca się z wody. Dzisiejszy dzień, fatimski, przywitał nas pięknym słońcem, błękitnym niebem i spokojną tonią morza. Statek łagodnie kołysze się na falach przy wietrze 0,5–1 stopnia w skali Beauforta. Przed dziobem pojawiają się wieloryby. Wczoraj opuściliśmy Morze Norweskie. Pod nami głębia – ponad 2,5 tys. metrów. Patrząc z mostka kapitańskiego, po sam horyzont widać tylko wodę. Jesteśmy sami na tym bezbrzeżnym terytorium. Patrząc na mapę, dostrzegam, jakby nieopodal, najwyższy szczyt Norwegii – Galdopiggen – prawie 2,5 tys. metrów. Ta świadomość różnicy między głębokością, a wzniesieniem robi wrażenie. Przed nami jeszcze 200 mil z całej, liczącej około 3600 km, drogi morskiej z Gdyni na Spitsbergen. Jutro rano już tam będziemy. W stosunku do planów to dzień opóźnienia. – Tak bywa na morzu – mówią ze spokojem oficerowie „Horyzontu 2”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Stanisław Puchała, proboszcz katedry Chrystusa Króla w Katowicach oprac. Sz. Babuchowski