Siostry z polskich klasztorów kontemplacyjnych żyją często jak biedne myszy kościelne. Adorują przez cały dzień Jezusa, pracują w ogrodzie, pralni, mozolnie nawlekają różańce. Z czego utrzymują się siostry za kratami? Odwiedziliśmy bernardynki z Wielunia.
Pociągamy silnie za dzwonek furty. Bernardynki mieszkają w tym budynku od 1819 roku. Okazały klasztor długo nie był remontowany. Matka Franciszka, przełożona bernardynek, stuka w szarobury mur i ku naszemu zaskoczeniu odpada z niego kawałek tynku. Wilgoć, wilgoć! – kiwamy głowami. Wilgoć i grzyb do niedawna wkraczały w każdy zakamarek klasztoru: do kościoła, pralni, refektarza, chóru. Siostry rozpoczęły remont.
Przełożona ze ścierką
– Właściwie uciekłam z domu. Miałam przy sobie tylko torebkę – oczy matki Franciszki śmieją się – jako siedemnastolatka trafiłam za klauzurę, do klasztoru w Łowiczu. Dlaczego? W szkole widziałam wokół mnie niesamowicie dużo zła. Jasne, nikt nie zachowywał się tak, jak ostatnio gimnazjaliści w Gdańsku, ale moi znajomi często brnęli w grzechu. Pomyślałam: Panie, nie pozwól, aby oni zginęli! Chcę ofiarować za nich życie. Przyjmiesz je? Chcę nieść krzyż. A rodzice? Zaakceptowali mój wybór po ślubach wieczystych.
Dziś matka Franciszka zrywa się o 5.30. Razem z innymi siostrami rozpoczyna modlitwę, która potrwa aż do zmroku. Na kościelnym chórze siostry adorują Najświętszy Sakrament. Są niewidoczne dla ludzi, oddzielone kratą. Jezus wystawiony na ołtarzu, a one kilkanaście metrów nad nim, na wysokim chórze. – Teraz, ze względu na remont, adorujemy Pana Jezusa w naszej małej kaplicy, za klauzurą. Jest bliżej nas – śmieją się siostry. – To może będziecie przedłużały ten remont w nieskończoność? – pytam. – Oj, nie. Dostałyśmy fundusze z Unii Europejskiej i wymiana instalacji i malowanie kościoła musi skończyć się za miesiąc. Grzęzłam przez miesiące w papierkach, ale opłacało się.
Na razie kościół przypomina plac budowy. Wszystko zakryte ogromnymi płachtami folii i solidną warstwą pyłu. – Sprzątamy tu codziennie. Mój teren to chór – opowiada przełożona. No tak, zapominam, że jestem w klasztorze, gdzie przełożeni wykonują równie ciężką pracę jak pozostałe siostry. Wychodzimy ze strychu, zostawiając na usianej pyłem podłodze ślady butów.
Za ścianą wkraczamy w inny świat. Cicho, przytulnie. W małym pokoiku wszystkie wieluńskie siostry siedzą wokół stołu i słuchają czytania duchownego. To chwila na oddech. Siostra Michaela mozolnie nawleka paciorki różańca. Słowa pobożnej lektury przerywa miarowe walenie w ścianę. To robotnicy. – Tak wygląda cisza w klasztorze kontemplacyjnym – śmieją się bernardynki.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz, zdjęcia Józef Wolny