Klagenfurt pomścimy. Już zaczęliśmy, bo Kubica wygrał z Heidfeldem
Mniej więcej raz na dwa lata sesja egzaminacyjna na uczelniach wypada w trakcie mistrzostw w piłce nożnej. Jest to termin wysoce niefortunny i FIFA, UEFA, PZPN oraz MiNSzW powinny spokojnie zasiąść do rozmów i kwestię rozwiązać. Przed paru laty chciałem przepytać studenta, który niezwykle był zdumiony, że zakwalifikował się do egzaminu ustnego, a potem oświadczył mi, że noce spędza przed ekranem (akurat kopali za Atlantykiem) i zupełnie nie ma głowy do matematyki.
Musieliśmy odłożyć spotkanie na wrzesień, a wszystko z powodu braku elastyczności. Ta sesja też nie zapowiada się harmonijnie, zwłaszcza że na do-datek nasze orły pod wodzą lwa Leo też tam grają. Nie chodzi już tylko o studentów, ale ja osobiście znalazłem się w sytuacji budzącej mieszane uczucia. Najpierw byłem wściekły, bo mam telewizor podczepiony do satelity, który akurat nie łapie Polsatu, mającego wyłączność na przekazywanie mistrzostw.
Nie będę pisał, co myślę o telewizji publicznej, bo to jednak tygodnik katolicki i trzeba zważać na słowa. W każdym razie moi studenci mieliby słuszne prawo, by się odwoływać od ocen do prezesa TVP. Nie będę też pisał, co myślę o polskich politykach, bo jakkolwiek coś mi chodzi po głowie, że kiedyś w zbiorowym akcie dobroci dla obywateli uchwalili obowiązek transmitowania meczów polskiej reprezentacji przez TVP, to przecież zdaję sobie sprawę, iż oni nigdy nie traktują serio swoich słów, a nawet pism.
Z drugiej strony odświeżyłem relacje towarzyskie z „polsatowcami”, których odwiedzam pod pretekstem oglądania rozgrywek, ale tak naprawdę mam okazję do wzmocnienia więzi społecznych i przyjacielskich. W tym sensie wina TVP jest szczęśliwa, a więc bardzo serdecznie dziękuję. Jest też i trzecia strona. Przed meczem przeciwko niemieckiej reprezentacji w mediach zabrzmiała antyteutońska symfonia: jedni piano, inni bardziej forte, a jeszcze inni waląc w bębny, wzywali do rewanżu za historię, i nie tylko o historię kontaktów sportowych chodziło.
Mnie osobiście Niemcy sprawili miłą niespodziankę: tamtejsza telewizja publiczna nadaje mistrzostwa w paśmie niekodowanym, które odbieram przez mojego satelitę, więc moi przyjaciele mogą czasem odpocząć. W dodatku, jak zauważył to kolega z GN – nie trzeba słuchać mimo woli polskojęzycznych komentarzy, które bywają nieznośne. I jak tu nie lubić Niemców? Moi studenci powinni, bo to im zawdzięczają względnie stabilny poziom emocjonalny swojego egzaminatora. A Klagenfurt pomścimy. Już zaczęliśmy, bo Kubica wygrał z Heidfeldem.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim