Na chwałę Bożą upiększamy nasz kościół. W takich hasłach zwykle kryją się dwie prawdy – ta o chwale Bożej i ta o ludzkiej pysze
Nie musiałem wczoraj wyglądać przez okno, by zobaczyć dylemat. Nie pierwszy raz tego typu. Reklamę dostałem. Formatu „Gościa”, lecz zdecydowanie grubsza. Bardzo dobry papier, perfekcyjny kolorowy druk. Ceny w euro (dodatek zawierał złotówki). Wszystko, co może się zamarzyć w świątyni. Od kropidła po tabernakulum, od koszuli proboszcza po luksusowy ornat. Niektóre artykuły (w znaczeniu towaru, tekstu tam nie było) cieszyły oko. Niektóre straszyły albo pretensjonalnością, albo zwykłym bezguściem – ale to sprawa gustu.
Ja, człowiek szarej codzienności parafialnej, który każdego tygodnia osobiście liczy i roluje drobne (gospodyni pomaga sortować), otóż taki przyziemny typ jak ja zaczął przeliczać ceny – czyli wszystko razy trzy i pół, w zaokrągleniu. Niektóre ceny były znośne, większość wygórowana, a wiele z nich wołało o pomstę do nieba. Może mieszkam w okolicach biednych, może jestem dusigroszem wychowanym na powojennym niedostatku, może. Ale to ja liczę te drobniaki każdej niedzieli i wiem, że mają one swoją bardzo konkretną wartość dla każdej rodziny. A wydawcy katalogu wiedzą swoje – ktoś ich towar kupi, nie bacząc na cenę.
Przypomniało mi się w tej chwili, jak to kiedyś w czasie wakacyjnej podróży zatrzymałem się przy małomiasteczkowym kościele. Miasteczko było takie sobie. W kruchcie plany nowej posadzki – pięknej, z wyrazistym rysunkiem ornamentów układanych z różnobarwnego kamienia. Nie było ceny, ale była dużą czcionką wybita zachęta: „Na chwałę Bożą upiększamy nasz kościół”. Wzdrygnąłem się, bo w takich hasłach zwykle kryją się dwie prawdy – ta o chwale Bożej i ta o ludzkiej pysze. Bywa to pycha parafian, bywa i proboszcza.
Ta druga jest gorsza, bo nie liczy się z możliwościami parafian. A jeśli hasła „na chwałę Bożą” ktoś nadużywa – to już całkiem źle. W niejednym psalmie i u proroków coś na ten temat wyczytać można. Nawet o obrzydzeniu, jakie Bóg odczuwa. „Wiecie, proboszczu, dach my musieli zrobić. Bo dach to jest dach. Ale ogrodzenie nie musiało być takie bogate...”. Moja rozmówczyni doskonale wiedziała, że piszę do gazety. Popatrzyła na mnie z przerażeniem. „Tylko niech ksiądz o tym nie pisze”. Minęło sporo czasu, miejsca nie zdradzam. Wiem, że parafianie szczerze naskładali wiele grosza. Ale wiem, że było im ciężko. Łatwo sięgać do cudzej kieszeni..
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Horak, proboszcz wiejskiej parafii Nowy Świętów