Aresztowana Leokadia zawahała się przed wyjściem na spacerniak. Okna okolicznych milicyjnych bloków były oblepione ludźmi. Bo Leokadia miała na sobie... habit zakonny.
Zakonnica za kratami? Czyżby chodziło o czasy stalinowskie? Otóż wcale nie. Siostrę Leokadię Zujko, salezjankę, milicjanci aresztowali pod koniec rządów Gomułki, w 1966 roku. Spędziła w więzieniach przeszło rok. Ta zakonnica mieszka dzisiaj w miasteczku Sokołów Podlaski. Często można ją spotkać w oratorium, w którym siostry salezjanki prowadzą zajęcia dla dzieci. Ta sympatyczna, 75-letnia siostra świętuje właśnie 50-lecie swoich ślubów zakonnych. Jak poważne przestępstwo mógł popełnić przed czterdziestu laty ktoś taki?
Zujko, proszę z nami
W 1965 roku siostra Leokadia pracowała w Bibliotece Uniwersyteckiej KUL. Biskupi polscy wysłali wtedy do biskupów niemieckich słynny list ze słowami: „Udzielamy wybaczenia i prosimy o nie”. Dzisiaj już wiadomo, jak ogromne znaczenie miało to orędzie dla pojednania i dla przyszłości środkowej Europy. Wtedy jednak Władysław Gomułka zareagował histerycznym atakiem. Partyjni aktywiści wołali na setkach wieców i masówek, że biskupi to zdrajcy. Zmuszali pracowników do podpisywania apeli z hasłem: „Nie przebaczamy”. – Tymczasem ludzie najczęściej nawet nie wiedzieli, co było w tym liście. Znali go tylko z kilku wyrwanych z kontekstu słów, które cytowali komuniści – wspomina siostra Leokadia. – Chciałam, żeby ludzie dowiedzieli się, co tak naprawdę napisali biskupi – dodaje.
Tekst listu dał siostrze Leokadii znajomy ksiądz. Wkrótce kilkunastu pracowników i studentów KUL, głównie z Wyższego Instytutu Kultury Religijnej, zaczęło przepisywać ten list na maszynach do pisania. Przepisywali też streszczenie prelekcji komunistycznego wiceministra do spraw wyznań. – Ta prelekcja miała tytuł: „Jak walczyć z Kościołem” – wspomina siostra. – Kto ile mógł, tyle przepisał. Rozdawaliśmy te pisma znajomym, albo i nieznajomym. Zostawiałam je też w pociągu – mówi.
Niestety, pewnego październikowego ranka w 1966 roku to wszystko się skończyło. Siostra Leokadia wsiadała do autobusu na Krakowskim Przedmieściu w Lublinie. Nagle wyrósł przed nią mężczyzna w cywilnym ubraniu. – Pani Zujko? Milicja, proszę z nami – rzucił. – Mówię, że ja z obcymi mężczyznami do auta nie wsiadam. I szybko wskakuję do autobusu. Jeden tajniak wsiadł za mną, a drugi jechał za nami samochodem – wspomina dzisiaj siostra Leokadia. Dojechała do przystanku Kalinowszczyzna, wybiegła z autobusu i wpadła do klasztoru salezjanek. Milicjanci nie szarpali jej, tylko spokojnie poszli za nią. – Siostro dyrektor, idzie za mną milicja! – zawołała Leokadia i uciekła na piętro. – Jeszcze nie podejrzewałam, że milicji chodzi o list biskupów – wspomina.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Przemysław Kucharczak