Bunt mieszkańców Poznania w czerwcu 1956 r., stłumiony krwawo przez władze, był jednym z najważniejszych wydarzeń w historii powojennej Polski. Przez długi czas niedocenianym.
Poznański Czerwiec w pamięci Polaków był w dużym stopniu przesłonięty o kilka miesięcy późniejszym Październikiem, ruchem ogólnokrajowym, z udziałem intelektualistów, studentów, którzy pisali potem o tym w prasie, książkach, wspomnieniach. O pamięć o robotniczym przede wszystkim buncie upomniała się dopiero „Solidarność”. W 1981 r. wzniesiono pomnik Ofiar Poznańskiego Czerwca. Na Poznański Czerwiec można jednak patrzeć jako na wydarzenia przełomowe, graniczne, kończące pewną epokę i zarazem zaczynające nową.
Barykady i czołgi
Z jednej strony Czerwiec stanowi ostatnią odsłonę tradycji zbrojnego oporu wobec władzy, tradycji podziemia niepodległościowego, insurekcji. Z drugiej strony wystąpienie poznańskich robotników ukształtowało wzorzec masowych protestów przeciw komunistycznym władzom, które będą się powtarzały w następnych dekadach PRL.
W zachowaniach uczestników poznańskiego buntu odnaleźć można wątki i wzory charakterystyczne dla tradycji walki zbrojnej z okupantem. Robotnicy i mieszkańcy miasta przejmowali broń, czy to od milicjantów, którzy – przynajmniej na początku – nie chcieli tłumić demonstracji, czy też ze zdobytego więzienia. Budowano barykady, próbowano zdobyć czołgi i skierować je do walki o gmach Urzędu Bezpieczeństwa przy ulicy Kochanowskiego, który przez wiele godzin oblegano. Grupy młodych, uzbrojonych ludzi na samochodach ciężarowych rozbrajały komisariaty i posterunki Milicji Obywatelskiej. Dotarły także poza Poznań – do Puszczykowa, Mosiny, Czempinia. Z raportów wojskowych wynika, że jeszcze we wczesnych godzinach porannych 30 czerwca (a więc w dwie doby po wyjściu robotników na ulice!) demonstranci oddawali strzały ze strychów i dachów domów. Są to wszystko wzory insurekcyjne, przypominające zachowania z powstania warszawskiego czy też wielkopolskiego.
W tym sensie w poznańskim buncie można dostrzec ostatnie powstanie narodowe. Oczywiście – z licznymi zastrzeżeniami, które historyk musi poczynić. Było to zjawisko krótkotrwałe, brak w nim elementów organizacji, które są charakterystyczne dla wielu innych zrywów insurekcyjnych. Jednak samo podjęcie walki zbrojnej oraz przekonanie wyrażane przez wielu ludzi na ulicach Poznania, że biorą oni udział w narodowym powstaniu, uprawniają do sformułowania takiej oceny. Jak wynika z wielu dokumentów, w mieście rozeszły się pogłoski, iż poznaniacy nie są sami, podobne bunty wybuchły w innych miastach Polski, a budynek Urzędu Bezpieczeństwa jest ostatnim broniącym się komunistycznym gmachem w Polsce.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Paweł Machcewicz, historyk, pracuje w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas, autor książki „Polski rok 1956”