Wiek XX był bezlitosny nie tylko dla ludzi. To historia cmentarza, jednego z większych w Europie, po którym pozostała jedynie nagrobna kaplica
Znalazłem go niedaleko centrum Sankt Petersburga, w dzielnicy Wyborg. Na przełomie XIX i XX był to ważny rejon dawnej carskiej stolicy. Dzisiaj rzuca się w oczy postsowiecki bałagan, zaniedbane, obskurne domy, pozamykane fabryki, wszędzie mnóstwo śmieci. Zupełnie inaczej wygląda centrum Sankt Petersburga, niedawno starannie odnowione, perła europejskiej architektury.
Pozostał gruz
Wiosną ubiegłego roku władze miejskie oddały katolikom niewielki skrawek ziemi, stanowiący część dawnego cmentarza, oraz budynek dawnego kościoła parafialnego. Przejęli go werbiści, którzy od wielu miesięcy starają się przywrócić wspólnocie wiernych to, co pozostało z dawnej świątyni. Wielkie zasługi ma tu o. Mirosław Puczydłowski SVD. Razem z nim pojechałem w miejsce, które wcześniej znałem ze starych fotografii. Gdybym nie widział tamtych pięknych zdjęć, naświetlanych na szklanych płytach, wysmakowanych, przyciągających uwagę grą półtonów i starannym ustawieniem kadru, szok byłby mniejszy. Tam, gdzie na zdjęciach widziałem majestatyczne, ozdobne grobowce, leżą sterty gruzu porośniętego chwastami. Wszędzie leżą resztki pordzewiałej armatury. Tam, gdzie alejki wypełniał tłum odwiedzających cmentarz, dziś stoi koszarowa, niska zabudowa. Tylko kościół, choć hełm wieży mu obcięto, zachował sylwetkę, pozwalającą domyślić się pierwotnego przeznaczenia.
– Może właśnie dlatego ocalał – mówi o. Puczydłowski, wskazując na ślady po licznych przebudowach i dewastacjach. W przeciwnym razie mógłby podzielić losy cmentarza, który przylegał kiedyś do niego. – Tam – wskazuje na odległy mur – przebiegała granica cmentarza. Wszystko zniszczono. Kościół ocalał, gdyż został uznany za obiekt przemysłowy. Remont zacząłem od usunięcia potężnej suwnicy w hali głównej. Tego nas w seminarium nie uczyli – śmieje się o. Mirek – ale dobrzy ludzie pomogli i remont może być kontynuowany.
Polski ślad
To miejsce związane jest także z naszą historią. Utrwalona w naszej świadomości jest wiedza o powstaniach, zesłaniach i katorgach, konspiracji przeciwko caratowi. Nie chcemy pamiętać czasów, gdy do Rosji jeździliśmy jak do Ameryki, w poszukiwaniu lepszego życia. U progu XX wieku w mieście mieszkało około 60 tys. naszych rodaków. Nad Newą studiowali i pracowali. Wielu związało się z carską stolicą na całe życie i uważało się za miejscowych patriotów. Mimo to tylko nieliczni ulegli rusyfikacji. Większość zachowała wiarę, język i narodową tożsamość.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Grajewski