Na wschodnich i południowych rubieżach Rzeczypospolitej przetrwała polska dusza.
Pierwsze wrażenie: koniec świata. Panorama Tylicza oglądana z czarnego szlaku, który dochodzi tu z pobliskiej Krynicy, przypomina widok z samolotu. Domy wyglądają jak kolorowe pudełka, potoki Mochnaczka i Muszynka – jak błękitne wstążki. Spomiędzy drzew podobnych do roślin doniczkowych wyrastają miniaturowe wieże kościoła i cerkwi, a pochyłe łąki w tle układają się w szachownicę.
Ktoś powie, że to kwestia perspektywy. Kiedy jednak zejdziemy na główną ulicę, stwierdzimy, że magia tego miejsca przekracza prawa optyki. Budynki, często drewniane, stają się wprawdzie nieco większe, ale zachowują swój baśniowy charakter. Dobry Bóg musiał zasiać tu mnóstwo maku, bo w dni powszednie słychać tylko odgłosy pracy cieśli, a w niedziele stłumiony dźwięk dzwonu. Legenda mówi, że ten ostatni dociera spod ziemi, dokąd przed wiekami zapadła się Ornawa, po łacinie Ornamentum, czyli Ozdoba. Na jej miejscu w 1363 roku król Kazimierz Wielki założył na prawie magdeburskim Novum Oppidium zwane Miastkiem, a niedługo później cała okolica została darowana biskupom krakowskim. W 1612 roku na cześć jednego z nich, Piotra Tylickiego, mieszczanie zmienili nazwę osady na Tylicz.
Przez całe stulecia miasteczko leżące na trakcie handlowym z Polski na Węgry tętniło życiem. Miało swoje mury obronne i zamek, a także cechy rzemieślnicze, szpital i sąd. W miejscowym Domu Kultury do dziś znajdują się dokumenty z przeprowadzonego w 1763 roku procesu niejakiej Oryny Pawliszanki, która została ścięta za zaczarowanie krowiego mleka i wyniesienie z cerkwi Najświętszego Sakramentu. W miasteczku znajdował się wówczas obóz konfederatów barskich, znanych także jako Rycerze Maryi, którzy w okolicy toczyli walki z Moskalami.
Jeszcze w okresie międzywojennym na tylickim rynku mieściło się dziewiętnaście sklepów i rzeźnia. Odbywały się też wielkie jarmarki, na które przybywali goście z Węgier i Słowacji. Jednak po pożarze w 1930 roku centrum miasta mocno podupadło. Z miejskich zabytków do dziś zachował się drewniany kościół parafialny z XVII wieku z obrazem Matki Boskiej Tylickiej i młodsza o stulecie cerkiew grekokatolicka z łemkowskim cmentarzem. Ale duch miejsca pozostał. Spacerując po baśniowym rynku pamiętającym współistnienie Polaków, Łemków, Słowaków, Węgrów, Żydów i Cyganów, czujemy się, jakbyśmy nagle przenieśli się do innej rzeczywistości.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Wojciech Wencel, poeta, publicysta, redaktor pisma"44"