Dojrzały naród nie boi się prawdy
Spór o książkę, która dopiero ma się ukazać, uruchomił podziały i spory wpisane w zagmatwaną historię III RP. Pozornie rzecz w tym, że dwaj historycy IPN przejrzeli zachowaną dokumentacją stworzoną w latach 70. oraz, być może, także później na temat Lecha Wałęsy. O ich książce nie wiemy jeszcze nic, ale wiele znanych postaci już wie, że jest ona przejawem „kampanii nienawiści i zniesławień wymierzonych przeciwko Lechowi Wałęsie, która zniszczy polską pamięć narodową” („Oświadczenie w obronie Wałęsy” podpisane przez 25 znamienitych osób z A. Wajdą i urzędującym ministrem rządu D. Tuska W. Bartoszewskim na czele).
S. Cenckiewicz i P. Gontarczyk zainteresowali się realnym problemem, o którym w książce Lecha Wałęsy pt. „Droga nadziei” (z 1989 r.) możemy przeczytać: „Prawdą jest, że rozmowy były” ... i dalej: „I prawdą jest też, że z tego starcia nie wyszedłem zupełnie czysty”. W 2005 r. z wywiadu GW z Lechem Wałęsą dowiedzieliśmy się, że „zaraz po grudniu ’70 przez kilka dni siedziałem w więzieniu. Byłem młody, przestraszony. Nie wiem, czy jakby mi coś podsunęli, tobym nie podpisał. Mówię szczerze. Ale nic mi nie zaproponowano”. Czy młodzi historycy wykształceni w wolnym, demokratycznym kraju mogliby nie podjąć próby wyjaśnienia tak zagadkowych słów? Gdyby nie przyszło im to do głowy, źle wyglądałaby w Polsce wolność słowa.
Tym bardziej że jeden z nich, P. Gontarczyk, dzięki archiwom IPN odkrył, że umieszczenie na tzw. liście Mielczanowskiego S. Niesiołowskiego jako TW Leopold było błędem. Fałszywe oskarżenie zostało wyjaśnione i zdementowane („Rzeczpospolita” z 31 V/1 VI br.). Nie dla wszystkich takie poszukiwania są wartością. Marek Beylin (GW 30 V br.) w artykule pt. „Dość tego IPN-u” napisał: „Grupa skrajnie zideologizowanych funkcjonariuszy maszeruje przez polską historię niczym bojówka po mieście, niszcząc to, co uważa za obce (sic!). A obcy dla nich jest wielki obszar ludzkich postaw i poglądów”. Pomijam tajemnicze słowo „obcy”, sugerujące, że dla M. Beylina badania historyczne to przejaw ksenofobii i zwracam uwagę na swoisty urok tego zdania – odmładza o dobrych dwadzieścia parę lat. Toż to język PRL-u, i to z czasów, gdy walka ideologiczna prowadzona była ze szczególnym natężeniem. Skąd to „natężenie” walki dzisiaj?
Dlaczego nieistniejąca książka skłoniła grono bohaterów walki o demokrację do marzeń o odbudowanie Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk? W „Rzeczpospolitej” z 27 maja Wojciech Maziarski wyjaśnia – spór o Wałęsę to walka o symbol i mit założycielski dzisiejszej Pol-ski. Jego zniszczenie „zburzy prawomocność wszystkiego, co zbudowano w trakcie walki z komuną i po jej zakończeniu”. Zmartwiłam się, że nasza demokracja i wszystko, co osiągnęliśmy, jest tak wątłe, że zależy od jednej książki. Mam jednak wrażenie, że nie jest z nami tak źle i nawet 10 książek o L. Wałęsie nie złamie Polaków bardziej niż stan wojenny.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Fedyszak-Radziejowska, doktor socjologii, pracownik Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN