Kosmos wcale nie jest pusty. Niestety.
Gdyby za czasów rewolucji francuskiej działały firmy ubezpieczeniowe, bylibyśmy dziś multimiliarderami. Życie w postchrześcijańskim świecie miało być wolne od dogmatów, a stało się przestrzenią politycznej poprawności. Konstrukcje scholastyków miały przeminąć z wiatrem, a przeobraziły się w trzy cnoty postteologiczne: nadzieję na dorobienie się, miłość własną i wiarę w kosmitów.
Ta ostatnia przybiera na sile zwłaszcza w okolicach sylwestra, kiedy niepewni własnej przyszłości patrzymy w niebo rozświetlane feerią sztucznych ogni. Wśród nocnej ciszy strzelają korki od win musujących, bąbelki uderzają do głowy i niejednemu z nas rozbłyski petard mylą się z gwiazdami. Ten nastrój kosmicznej melancholii wykorzystują media, próbując nas przekonać o istnieniu poza- ziemskiej cywilizacji. Wiedzą, co czynią. Żadna audycja w dziejach środków przekazu nie osiągnęła takiego sukcesu, jak słynna adaptacja „Wojny światów” Herberta George’a Wellsa, którą w 1938 roku wyemitowała amerykańska rozgłośnia CBS. Jak wiadomo, słuchacze wpadli w panikę, bo byli przekonani, że radio transmituje na żywo inwazję Marsjan na Ziemię.
Patykiem na wodzie
Jeśli wierzyć doniesieniom mediów, Marsjanie są narodem kapryśnym. Bywały lata, że odwiedzali nas tłumnie już w sierpniu, pozwalając się dostrzec pojedynczym świadkom i zostawiając po sobie pasy przygniecionego zboża. W tym roku jednak nie chciało się im przylecieć. Widocznie woleli spędzić wakacje na innej planecie. A skoro nie przyszła góra do Mahometa, to Mahomet uważniej przyjrzał się górze i triumfalnie obwieścił, że na Czerwonej Planecie płynie woda, dzięki której mogły się tam rozwinąć żywe organizmy. „Nawet gdyby w przypadku Marsa życie miałoby zaledwie bardzo prymitywną formę, to i tak jego odnalezienie byłoby najważniejszym wydarzeniem w historii ludzkości!” – emocjonowały się serwisy informacyjne.
Cóż, przez dwa tysiące lat byliśmy przekonani, że najważniejszym wydarzeniem w historii ludzkości są narodziny i śmierć Jezusa Chrystusa, a tu taka niespodzianka. Wystarczy, że naukowcy z NASA naprawdę odnajdą wkrótce jakieś marsjańskie drobnoustroje i Zbawiciel zostanie zdetronizowany. Nasze wnuki urodzą się już w nowej epoce, np. w roku 20. od wykrycia czerwonego glona czy innej bakterii.
E.T., nasz brat
Nie sposób jednak wykluczyć, że na Marsie rozwinęły się bardziej skomplikowane istoty. W końcu satelita Mars Global Surveyor fotografował w przeszłości płaskowyż układający się w „marsjańską twarz”, usypiska podobne do piramid, a ostatnio kształt przypominający ludzką czaszkę. Z tych znalezisk można już z powodzeniem ulepić Hamleta, który z marsową miną wypowie kwestię: – Są albo ich nie ma, oto jest pytanie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Wojciech Wencel, poeata, publicysta, redaktor