Z patriotyzmem jest jak z oddychaniem. Oddychamy wszyscy, ale nie rozmawiamy o tym, chyba że pojawi się jakaś choroba
W ostatnich miesiącach sporo mówi się o potrzebie wychowania patriotycznego młodej generacji Polaków. Postuluje się nawet wprowadzenie takiego przedmiotu do programów szkolnych. Wielu ludzi w różnym wieku prosiło mnie o wyrażenie poglądu na ten temat.
Prawdopodobnie przypuszczano, że należący do najstarszej żyjącej generacji uczestnik II wojny światowej i walk o niepodległość Polski, były żołnierz AK, a także więzień hitlerowsko-niemieckich i komunistycznych (niestety, w Polsce) aresztów i więzień bezpieki, wyrazi pogląd na tyle wiążący, że będzie się można według tego orientować. Przyznam, że podejmuję ten temat z zakłopotaniem, nie będąc zawodowym pedagogiem ani znawcą problemów wychowania młodzieży. Żyję jednak na tyle długo, że zgromadzone doświadczenie pozwala na refleksję.
Patriotyzm jak oddychanie
Gdy robiłem w Warszawie maturę, zwaną również „świadectwem dojrzałości”, w maju 1939 r., nie istniał w ogóle wśród młodzieży pogląd inny niż ten, że wychowani jesteśmy normalnie, tzn. patriotycznie. Nauczano wprawdzie w liceach wiedzy o Polsce współczesnej, ale dotyczyło to podstawowych wiadomości o ustroju państwa i życiu publicznym i pomóc miało w przygotowaniu do codzienności życia w społeczeństwie po uzyskaniu świadectwa dojrzałości. Nie przypominam sobie, abyśmy rozmawiali na co dzień z kolegami i koleżankami o ojczyźnie i patriotyzmie. Była to taka oczywistość jak na przykład oddychanie: oddychamy wszyscy, ale nie rozmawiamy o tym, chyba że pojawią się jakieś zaburzenia chorobowe.
Było dla nas oczywiste, że nasza niebogata, ale suwerenna Rzecz-pospolita Polska, odzyskana po latach zaborów, jest wspólnym dobrem i niekwestionowanym stanem rzeczy. Z pewnością wielu z nas chciało, aby była lepsza, sprawiedliwsza dla wszystkich, bezpieczna i szanowana przez sąsiadów, i dyskutowało o tym, ale nie znałem nikogo, kogo by to w ogóle nie obchodziło. Kraj, w którym urodziliśmy się, z jego historią, tradycją, obyczajem, ze wspólnymi doświadczeniami i wspomnieniami, ze szczególnym stosunkiem do krajobrazu lat dzieciństwa, czyli nasza ojczyzna, był zarazem niezbędną potrzebą i bezdyskusyjną oczywistością. Obchody rocznic narodowych, powstań pobudzały do dodatkowej refleksji i były okazją do stosownych pogadanek, czy akademii organizowanych w szkołach własnymi siłami.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Władysław Bartoszewski, historyk, były minister spraw zagranicznych