Piłkarze ręczni Łomży Vive Kielce przegrali w finale Ligi Mistrzów z hiszpańską Barcą po rzutach karnych (35:37). "Najpierw płakałem jak dziecko, ale teraz jestem dumny z tej drużyny" - powiedział po spotkaniu prezes kieleckiego klubu Bertus Servaas.
Kielczanie po dramatycznym meczu, w którym było wiele zwrotów akcji, przegrali po rzutach karnych z mistrzem Hiszpanii. Byli bardzo blisko powtórzenia sukcesu sprzed sześciu lat.
"Najpierw płakałem jak małe dziecko. Ale to jest normalne. Przez pierwsze 10 minut był smutek, bo byliśmy tak blisko. Ale po kolejnych 10 minutach podniosłem głowę i muszę powiedzieć, że jestem mega dumny z naszej drużyny" - podkreślił sternik Łomży Vive Kielce.
Po meczu kieleccy zawodnicy parkiet hali w Kolonii opuszczali smutni, wielu z nich miało łzy w oczach.
"Rozumiem ich ból, bo rozegrali świetny mecz i w dogrywce byli bardzo blisko rozstrzygnięcia tego spotkania. Ale to jest sport. Spotkały się dwie równorzędne drużyny i remis byłby tutaj najsprawiedliwszym wynikiem" - dodał prezes klubu z Kielc.
"Mamy taką świetną drużynę,taki klub, niesamowitych kibiców. To była świetna promocja dla miasta, dla całej Polski. Ruszyliśmy serca kibiców w całym kraju. Jeszcze raz powtórzę, jestem bardzo dumny z tego zespołu" - zapewnił Servaas. Zaznaczył, że przed młodą kielecką drużyną jest przyszłość.
"Awansować do Final Four Ligi Mistrzów nie jest tak łatwo. Ale wrócimy tutaj i postaramy się wygrać za rok" - powiedział prezes Vive.
Arciom Karalek z Vive po finałowym meczu Ligi Mistrzów z hiszpańską Barcą został uznany za najlepszego zawodnika Final Four rozegranego w Kolonii.
„Nic nie czuję, tylko ból. Ciężko coś sensownego powiedzieć. To był finał. Ktoś musiał wygrać, ktoś musiał przegrać. Tym bardziej boli, że przegraliśmy po rzutach karnych” – przyznał Karalek.
Polska drużyna w fazie grupowej dwa razy pokonała mistrza Hiszpanii, ale teraz przegrała z jedną z najlepszych drużyn świata dopiero po loteryjnych rzutach karnych.
„Co z tego, że pokonaliśmy ich wcześniej dwa razy. Lepiej przegrać w grupie dwa mecze, a wygrać w finale” – powiedział smutny obrotowy drużyny z Kielc.
Białorusin w dwóch spotkaniach rozegranych w Kolonii przez kielecką drużynę zdobył siedem bramek i był jednym z najlepszych zawodników Vive. Jego postawę doceniła Europejska Federacja Piłki Ręcznej (EHF), przyznając mu tytuł MVP Final Four LM.
„Ten tytuł MVP oddałbym bez wahania za zwycięstwo. Co ja mówię, oddałbym 10 takich statuetek, żebyśmy tylko to my cieszyli się z wygranej” – zapewnił Karalek i dodał już trochę bardziej spokojny.
„To doświadczenie zdobyte tutaj musimy wykorzystać w przyszłości. O tej porażce musimy pamiętać przez cały następny sezon. Po to, aby za rok wrócić tutaj, walczyć i zdobyć ten puchar” – podkreślił białoruski zawodnik.
„Czuję po prostu smutek. To, że było to widowisko, po latach nikt o tym nie będzie pamiętał. Zwycięzca jest jeden i my nim nie jesteśmy” – powiedział po meczu rozgrywający Vive Tomasz Gębala. Mówił to ze łzami w oczach.
„To co zrobiliśmy przez cały sezon, teraz nie ma znaczenia. Nie daliśmy rady w samej końcówce” – dodał załamany zawodnik kieleckiej drużyny. Równie przybity był Arkadiusz Moryto.
„Niewiele nam zabrakło, bo karne to loteria. Tyle pracy wykonaliśmy w tym sezonie, a kończymy z niczym. Bo srebro nikogo nie zadawala. Liczą się tylko zwycięzcy i puchar Ligi Mistrzów” – podkreślił prawoskrzydłowy polskiego zespołu.
„Mieliśmy swoje szanse, w dogrywce mogliśmy wyjść na dwie bramki przewagi, ale niestety doszło do karnych. Zabrakło nam szczęścia. Andy (Wolff – PAP) miał dwie piłki na rękach. Ale nie mam do niego pretensji. Pomógł nam bardzo, trzymał nas w grze. Tak niewiele nam zabrakło” – dodał Moryto.
Uśmiechu po meczu nie było także na twarzy Daniela Dujshebaeva. „Niestety szczęście dzisiaj nie było po naszej stronie. Zagraliśmy dobry mecz z jednym z najlepszych zespołów na świecie. Mogliśmy wyjść w dogrywce na dwie bramki przewagi, ale tego nie zrobiliśmy” – powiedział młodszy syn trenera Vive Tałanta Dujszebajewa.
„Drugie miejsce to może i sukces. Nie wiem. Ale jestem pewny, że za rok wrócimy tutaj znowu i będziemy walczyć” – dodał 24-letni zawodnik.