Wielkie dzieła małych ludzi

W artykule „»Niepojęta Trójca« na ławie oskarżonych?” (GN 22/2022) Jacek Dziedzina omawia rekomendację Dominikańskiego Ośrodka Liturgicznego, by wstrzymać się z wykonywaniem utworów oskarżonego zakonnika. I pyta: "Czy dzieła powinny ponosić „karę” podobnie jak ich twórcy?" Zastanówmy się bliżej nad tą kwestią.


Przeczytaj: „Niepojęta Trójca” na ławie oskarżonych?

Zacznijmy od spostrzeżenia natury ogólniejszej. Gdybyśmy chcieli dokonać moralnego bilansu życia wielkich twórców, to – obawiam się – wynik nie byłby budujący. Czytając ich biografie, nieraz chciałoby się powiedzieć: wielki twórca, a mały – lub wręcz podły – człowiek. W artykule przywołano Caravaggia, ale przykładów można by podać więcej. Celowo ich nie wyliczam, bo każdy przykład budzi gorące emocje. Oczywiście, należy być ostrożnym w uogólnieniach. Jednak mało kto nie zgodziłby się z twierdzeniem, że geniusz twórczy rzadko idzie w parze z geniuszem moralnym, natomiast nierzadko idzie w parze z poważnymi moralnymi wadami.

Z powyższego twierdzenia wynika, że jeśli chcielibyśmy mierzyć wielkość dzieł kultury wielkością moralną ich twórców, tylko nieliczne dzieła by się ostały. Znaczną część z nich musielibyśmy uznać za niegodne upowszechniania i prestiżu. Jednak tak nie postępujemy. Gdy dowiadujemy się czegoś więcej (czegoś istotnie złego!) o autorze, jesteśmy zakłopotani, choć nadal zachwycamy się dziełem i nadal uważamy je za wielkie.

Być może owo zakłopotanie bierze się stąd, że poczuliśmy się oszukani. Czyż twórca nas nie oszukał? – pytamy. Zdawało się nam, że prowadzi nas do bram Nieba, a tu okazuje się, że sprytnie zagrał na naszych emocjach, bawiąc się świętością, pięknem i wzniosłością. Skoro nie pojawiły się one na serio w jego życiu, znaczy to, że potraktował je instrumentalnie.

To prawda, ale fakt, że twórca instrumentalnie potraktował najwyższe wartości (lub że do nich nie dorósł), nie oznacza, że one nie istnieją i że nie przejawiły się w jego dziele. W muzyce moralnie nieuporządkowanego kompozytora może ukazać się anielska harmonia; w powieści życiowo pokręconego pisarza może uwidocznić się wgląd w głębię istnienia; w obrazie namalowanym przez nikczemnika może przybliżyć się tajemnica. W pewnej (pochodzącej od Platona) koncepcji sztuki powiada się, że twórca jest tylko medium, pośrednikiem. Najwyższe wartości idą przez niego, ale nie od niego. On sam często nie zdaje sobie sprawy z tego, co dokonuje się lub odsłania w dziele. Dziele, które jest fizycznie, ale nie duchowo, jego.

Nie chcę tu zajmować stanowiska w konkretnej kwestii, o której mowa w cytowanym artykule. Tym bardziej, że sprawa oskarżonego francuskiego kompozytora-zakonnika nie została jeszcze prawnie rozstrzygnięta. Nie chcę też podważać roztropnej decyzji Dominikańskiego Ośrodka Liturgicznego, który musi brać pod uwagę przeżycia tych, którzy czują się ofiarami duchowego oszustwa. Chcę tylko generalnie bronić wielkich dzieł przed małością i złem ich ludzkich twórców. Dla człowieka wierzącego przecież wielkie dzieła kultury, a w szczególności wielkie dzieła sakralne, są w ostatecznym wymiarze dziełami Boga. Tak jak Łaska Boża działa niezależnie od świętości lub ułomności szafarzy, tak Boskie Piękno ujawnia się niezależnie od moralnego poziomu artystów.

Na koniec uwaga, która luźniej wiąże się z tematem naszych rozważań. Nieraz oburzają nas nie tyle czyny twórcy, ile jego poglądy. Mówimy: wielki umysł, a w niektórych sprawach naiwny lub zacietrzewiony. Dziwimy się na przykład, że w „Zbrodni i karze” – wielkim literackim studium z zakresu psychologii, etyki i teologii – zostaliśmy skwitowani jednym zdaniem: „A ci Polaczkowie… cha, cha, cha! Kchy, kchy, kchy!”. Dziwimy się politycznym poglądom Dostojewskiego, zwłaszcza tym, które nie oddają nam sprawiedliwości, nie pasują do naszych czasów lub które w kontekście obecnej wojny mogą budzić zażenowanie. Po chwili refleksji jednak, po uświadomieniu sobie całej złożoności i uwarunkowań ludzkiej myśli (lub jej instrumentalizacji), wracamy do tego, co u pisarza wielkie i ponadczasowe. Dlatego nie mogę się zgodzić z zakończeniem (skądinąd świetnego i prawdziwego) felietonu prof. Andrzeja Nowaka, który ironicznie pisze: „Właściwie cała „Europe Orientale” to przecież oczywista strefa dominacji Dostojewskiego, Lenina i Putina...” Zawsze bałem się dominacji dwóch ostatnich – dwóch prostackich masowych morderców i zbrodniarzy. Nigdy jednak nie bałem się oddziaływania pierwszego. Wielkie dzieła Dostojewskiego są bowiem wielkie w tym, co w nich uniwersalne. I nigdy nas nie zdominują, gdyż wraz z innymi – w tym polskimi i ukraińskimi – wielkimi dziełami tworzą wspaniałą (wręcz nie-ludzką ręką uczynioną) polifonię.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Wojtysiak