Polska, Malta, Irlandia i Andora powinny zalegalizować aborcję. Taki apel zawiera raport Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. Przyjęcie raportu będzie sygnałem, że Rada Europy traci rację bytu.
Na razie jest tylko projekt raportu „Dostęp do bezpiecznej i legalnej aborcji w Europie”. Autorką jest Austriaczka Gisela Wurm z grupy socjalistów, która przedstawiła go na forum Komitetu ds. Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. Komitet projekt przyjął i w połowie kwietnia podda go pod głosowanie w ZPRE. Autorka raportu ubolewa, że prawo do aborcji nie jest jeszcze wystarczająco rozpowszechnione we wszystkich krajach europejskich. Powtarza przy tym oklepany argument lewicy, że prawny zakaz „nie wpływa na spadek liczby dokonywanych aborcji”, ale budzi do życia podziemie aborcyjne, w którym aborcję wykonuje się w niebezpiecznych dla zdrowia (!!!) warunkach. Ponadto raport apeluje o ułatwienie dostępu do środków antykoncepcyjnych i solidną edukację seksualną. I, jak gdyby nigdy nic, jednym tchem dodaje, że trzeba bardziej promować… politykę prorodzinną (pełny tekst w wersji angielskiej i francuskiej dostępny na oficjalnej stronie Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy: www.assembly.coe.int).
Wiatr z lewej
Z jednej strony można by zbagatelizować całą sprawę. Wprawdzie aborcja jest sprawą wagi ciężkiej, ale już możliwości oddziaływania Rady Europy – praktycznie nijakie (patrz ramka). Przynajmniej formalnie. Żadne uchwały Rady Europy nie są wiążące dla krajów członkowskich. Są tylko apelem, wezwaniem do podjęcia jakichś starań w zakresie przestrzegania praw człowieka i zasad demokracji, jeśli RE stwierdzi, że są one naruszane. Również raport pani Wurm nie może mieć bezpośredniego wpływu na krajowe ustawodawstwo.
O co zatem kruszyć kopie? Po pierwsze raport stwarza pewien klimat przyzwolenia dla tych ekstremistów, którzy nie ustają w walce o uznanie aborcji za jedno z podstawowych praw człowieka (sic!). Wprawdzie przewrotnie mówią, że „aborcja jest wielkim nieszczęściem kobiety”, ale jej zalegalizowanie ma pozwolić uniknąć „jeszcze większego nieszczęścia”, jakim jest wykonywanie „zabiegów” w aborcyjnym podziemiu. – Uważam, że aborcja jest dramatem dla każdej kobiety – mówi „Gościowi” poseł Ma-rek Wikiński (SLD), zastępca jednego z polskich przedstawicieli w Zgromadzeniu Parlamentarnym RE. Zasiada w Komisji, która przyjęła raport Wurm. Głosował za jego przyjęciem. – Raport już wywołał pewną dyskusję, i to dobrze, m.in. ze względu na poruszenie problemu dostępności środków antykoncepcyjnych w Polsce – mówi otwarcie. – Oczywiście, że to raport kontrowersyjny, ale trzeba coś nieraz przejaskrawić, żeby wywołać zainteresowanie – dodaje. Problem zabijania najwidoczniej dla niego nie istnieje. – Na całym świecie przyjęło się, że człowiekiem jest osoba przychodząca na świat – Wikiński mówi to niby serio, ale wypowiedź brzmi jak formułka wyuczona w kuźni lewicowych „naukowców”. Na pytanie, kiedy, według niego, zaczyna się życie ludzkie, odpowiada: – Liczą się fakty, a nie to, co ja o tym myślę – mówi. Fakty dla posła to prawo danego kraju (od 12. tygodnia, od 24. tygodnia…), a nie np. psychologia prenatalna. – Ja tylko mówię, jakie jest prawo – dodaje. Problem raportu zatem jest, bo lewica wyraź-nie złapała wiatr w żagle. Wojciech Olejniczak z LiD już zgłosił konieczność wyjścia Polski z „zaścianka Europy”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina