Wiele pokoleń Polaków marzyło o tym, by miejsce urodzenia nie determinowało miejsca edukacji, pracy czy życia. Dzisiaj, gdy tak właśnie jest, politycy z emigrantów robią politycznych uchodźców.
W reklamówkach przedwyborczych partii dzisiaj rządzącej przedstawiano młodych ludzi, którzy wyjechali za granicę, jako osoby szczególnie wrażliwe na złą sytuację w kraju. Jako osoby, które już dłużej na degrengoladę rządu bliźniaków nie mogły patrzeć i w ramach desperackiego kroku wzięły manatki i wyjechały. I w końcu jako osoby, które wrócą, jak tylko stworzy im się odpowiednie warunki. Jakie? Tu już był problem, bo w czasie jednej z debat telewizyjnych dzisiejszy premier, mówiący o stworzeniu drugiej Irlandii, nie był nawet w stanie powiedzieć, jak wygląda system podatkowy w tym kraju.
W czasie swojej wizyty w Londynie Donald Tusk mówił: – Polacy wyjeżdżają z Polski, bo mają zachodnie ambicje i wschodnie rządy. W Polsce niestety ciągle rządzą socjaliści spod znaku wschodniego myślenia.
Nasza skrzynka kontaktowa
Polska zasługuje na wszystko, co najlepsze. Problem w tym, że kraj powinien się rozwijać w dobrym kierunku nie dla miliona emigrantów, tylko dla prawie 40 milionów tych, którzy tutaj zostali. Ten rozwój nie będzie możliwy, a na pewno będzie bardzo utrudniony, jeżeli młodzi ludzie nie będą wyjeżdżali „na nauki” za granicę. Nie tylko za zachodnią granicę. Także tę wschodnią. Niech się uczą języków, niech zdobywają doświadczenia, niech podpatrują dobre pomysły. Jeżeli chcą wrócić – chwała im za to. Jeżeli chcą resztę życia spędzić poza granicami kraju – też dobrze. Będą najlepszymi ambasadorami naszych spraw. Najlepszą „skrzynką kontaktową” czy „biurem matrymonialnym” kojarzącym biznesowe pary. W końcu najlepszą siłą nacisku na decyzje, których skutki jako kraj możemy odczuć.
Na to, co dzieje się w Polsce, ma wpływ nie tylko to, co stanowią rządy w Warszawie, ale także to, o czym dyskutuje się w Brukseli, Waszyngtonie czy jakiejkolwiek innej stolicy cywilizowanego świata. Jak wielką siłę może mieć diaspora za granicą, dobitnie pokazuje przykład wstępowania Polski do NATO. Naciski, jakie polska emigracja w USA wywierała na amerykańskich senatorów, były w historii naszego kraju bezprecedensowe. Oczywiście emigracja powojenna, albo ta z czasów stanu wojennego, jest zupełnie inna niż obecna. Ale czy z pozoru niezainteresowani bieżącymi polskimi sprawami młodzi ludzie w obliczu zagrożenia nie staną się odpowiedzialni i zdyscyplinowani? Taki scenariusz jest wielce prawdopodobny.
Nie żyjemy w próżni, tylko jesteśmy jednym z puzzli światowej gospodarki i polityki. Z punktu widzenia polskich interesów, im większa reprezentacja Polaków za granicą, tym lepiej. Oczywiście jest pewien procent tych, którzy wyjechali i nie chcą mieć ze swoim krajem nic wspólnego. Z tych osób Polska nie będzie miała pożytku. Ale czy miałaby, gdyby zostali w kraju?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek