Kiedy w święta Halina Miodońska z polskiego Cieszyna spacerowała z psami po moście Przyjaźni nad Olzą, po raz pierwszy pomyślała, że mieszka w mieście, w którym są mosty i rzeka. A jej dwa jamniki już nie potrzebują paszportów i zaświadczeń od weterynarza.
W nocy z 20 na 21 grudnia 2007r., kiedy Polska we- szła do strefy Shengen i przestały istnieć granice z Czechami, Słowacją i Litwą, największym zainteresowaniem mediów cieszyło się przejście graniczne w Cieszynie. Nie tylko dlatego, że, jak mówi Bogdan Ficek, od trzech kadencji burmistrz polskiego Cieszyna, to ważny punkt graniczny, przez który przechodzi 21 mln turystów rocznie i przejeżdża 4,5 mln pojazdów. Głównie ze względów historycznych. To specyficzne miasto od 87 lat dzieli granica wyznaczona biegiem Olzy. Po stronie polskiej mieszka 37 tys., po czeskiej – 27 tys. osób.
Ta rzeka nieraz rozdzielała polsko-czeskie, czyli – jak tu mówią – śląsko-cieszyńskie rodziny. W czasach, kiedy na przejście na drugą stronę potrzebne były przepustki, burmistrz Ficek (nie należał do PZPR) nie mógł ich dostać, żeby odwiedzić mieszkającą w czeskim Cieszynie chorą ciocię Jadwigę. – Stojąc na „polskim” brzegu Olzy, krzyczałem do wujka Józka na czeskim brzegu: „Jak się czuje ciocia?” – wspomina.
– „Proszę opuścić ten teren” – przeganiał nas strażnik. Dotąd ani mieszkańcy obu Cieszynów, ani turyści nie mogli zatrzymać się na nadolziańskich mostach, bo tam było miejsce kontroli granicznej. Jedynie łabędzie przepływały z jednej strony na drugą, nie deklarując przynależności narodowej. Dziś – jak można przeczytać w ogłoszeniu – straszący betonowy dach nad mostem Przyjaźni czeka na nabywcę. Gdy zniknie, od strony czeskiej będzie widać „polski” zamek.
Ludzie „tu z tela”
Irena Adamczyk, kierowniczka działu sztuki w Muzeum Śląska Cieszyńskiego w polskim Cieszynie, kiedy zbliża się do przejścia granicznego, odruchowo sięga do torebki po dokumenty. Przez 27 lat pokazywała je, idąc z czeskiego Cieszyna (jej miejsca urodzenia) do pracy w Polsce. – Już dawno byłam obywatelką Unii Europejskiej, ale przeszkadzali mi w tym wstrętni celnicy i wopiści – śmieje się. Mówi, że jest „tu z tela”, czyli ze Śląska Cieszyńskiego. Jak wszyscy „stąd” ma rodzinę po jednej i drugiej stronie granicy.
– Moja babcia Helena pochodziła z Trzyńca, a wyszła za mąż za dziadka Adama Zielińskiego po rozdzieleniu Śląska Cieszyńskiego i zamieszkali w polskim Cieszynie – opowiada. – Potem ich jedyna córka Wanda wyszła za mąż za Czecha, Emila, i znów wróciła na czeską stronę. Mój mąż Edward pochodzi spod Krakowa, ale poznał mnie i przeniósł się do Czech...
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Gruszka-Zych