Salman, sześciolatek, z pasją maluje coś na kartce. – To jest mój dom – mówi. Rysunek jednak nie jest radosny. Mówi o rzeczywistości, którą przeszły czeczeńskie dzieci. Teraz znalazły pomoc i oparcie w Polsce.
Nasz Bóg jest tam – mówi ośmioletnia Hava, pokazując na niebo – a Twój? – Mój też jest tam – odpowiadam. Stoimy na przystanku, czekając na autobus nr 103. Dzieci są trochę zmęczone. Ostatnie trzy godziny spędziły bardzo intensywnie. Najpierw spacer do przedszkola, potem godzinna lekcja tańca, zabawy w sali i na podwórku... Zmęczone, ale i odprężone. Bardzo lubią chodzić do przedszkola. W drodze powrotnej pytają, czy następnym razem też będą mogły pójść. Projekt integracyjny dzieci czeczeńskich i polskich powstał kilka miesięcy temu w ramach programu „Przedszkole dzieci świata”. To tylko jeden z pomysłów Ośrodka Migranta Fu Shenfu działającego w Warszawie, przy ul. Ostrobramskiej. To spotkanie polsko-czeczeńskie jest możliwe dzięki życzliwości przedszkola sióstr salezjanek na Bielanach. Ksiądz Jacek Gniadek SVD, twórca programu, mówi: – Przyjąć obcego, to odpowiedzieć na wezwanie Jezusa: „Byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie”. Projekt obejmuje najbardziej bezbronnych, najmniejszych, tych, o których mówi Chrystus: „Kto przyjmie jednego z tych małych... Mnie przyjmuje”. Pomoc tę trudno byłoby przełożyć na wymiar materialny. Jest raczej byciem z nimi, okazywaniem im wsparcia i próbą zrozumienia.
Na Improwizacji
Kiedy wchodzę do Ośrodka dla cudzoziemców przy ul. Improwizacji, dzieci już czekają. Wyciągam listę, na której widnieją obco dla nas brzmiące imiona: Hasan, Makka, Markha, Iman... Na parterze wita mnie uśmiechnięty nastolatek, Darhul. Siedzi na wózku. Z uśmiechem mnie pyta: – Proszę pani, ja też mogę pójść do „detsky sad”? Przechodzę poszczególne piętra, idąc wąskim korytarzem, słabo oświetlonym, ponurym. Przy drzwiach większości pokoi znajduje się kilka par małych bucików. Rodziny tu mieszkające, wszystkie muzułmańskie, są bardzo często wielodzietne. Nie mogąc pomieścić się w małych pomieszczeniach, większość czasu spędzają na długich korytarzach. Już od klatki schodowej słyszę radosny pisk dzieci, które biegną w moim kierunku, żeby za chwilę rzucić mi się na szyję. – Proszę pani, możemy iść?
W ośrodku na mniej więcej pięciuset mieszkańców jest około trzystu dzieci. Do przedszkola możemy wziąć tylko szesnaścioro. Pierwszeństwo mają pięcio- i sześciolatki. Za chwilę w kolorowych kamizelkach wyjdziemy na przystanek tramwajowy, by dotrzeć do przedszkola. Podczas drogi uczymy się piosenek, rozmawiamy. Nauka jest obopólna! Iman z cierpliwością powtarza ze mną czeczeńskie wyrazy, które pozwolą nam się porozumieć z najmłodszymi. Ma talent pedagogiczny i bardzo lubi być tłumaczem w grupie dla maluchów. „Doudwej!” – „idziemy!” – mówię do czterolatków, a one wybuchają śmiechem. Bardzo im się podoba, jak mówię do nich w ich języku. Chętnie też uczą się wyrazów polskich. „Supel!”, powtarza czteroletnia Rajana, ilekroć coś do niej powiem.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Magdalena Zawadzka FMM, pracuje w Ośrodku Migranta Fu Shenfu w Warszawie