Po ostatnich zamieszkach w Wilnie po raz kolejny powróciło pytanie: Jak poskromić kibiców chuliganów. Anglicy już dawno znaleźli na nie odpowiedź.
Kilka tygodni temu umówiłam się ze znajomą. Stacja metra Wembley, sobota, godzina 12.00. Normalne miejsce, normalna pora. Tak się przynajmniej wydawało. Kiedy jednak wsiadłam do metra jadącego w kierunku Wembley, zorientowałam się, że coś jest nie tak.
Wagony wypełniali prawie sami panowie w najróżniejszym wieku, rozmawiali jakoś głośniej niż Anglicy mają w zwyczaju, a zamiast książek czy gazet (tubylcy czytają w metrze nawet podróżując w największym ścisku i stojąc na jednej nodze) dzierżyli w dłoniach puszki z piwem. Jeszcze tylko rzut oka na stroje (Oczywiście! Klubowe koszulki!) i już nie miałam wątpliwości – wsiadałam do pociągu wypełnionego przez kibiców. Jak się potem okazało zmierzali oni na mecz Manchester Utd.–Chelsea, rozgrywany na otwarcie nowego stadionu na Wembley.
Czy miałam ochotę uciekać? W pierwszym odruchu – tak. Po chwili zorientowałam się jednak, że oprócz kieszonkowców, którzy mogą skorzystać z zatłoczenia, właściwie nie ma czego się obawiać. Całość przypominała raczej zakrapianą wycieczkę szkolną niż wypełnione kibicami – wandalami „pociągi śmierci”. W Wielkiej Brytanii nie zawsze jednak tak było.
Tottenham, Chelsea i siekiery
Z angielskiego wywodzi się nie tylko pojęcie fair play (uczciwa gra), ale też słowo „chuligan”. Mianem hooliganism, określano od końca XIX w. agresywne działania ulicznych gangów. Samo słowo hooligan pochodzi zaś – według różnych teorii – albo od nazwiska Patricka Hooligana, członka jednego z takich właśnie gangów, albo od nazwy gangu Hooley działającego wówczas w londyńskiej dzielnicy Islington.
Tak czy inaczej hooliganism w coraz większym stopniu kojarzony z wybrykami „kibiców”, przez ponad wiek istnienia pociągnął za sobą dziesiątki, jeśli nie setki ofiar.
Na przełomie stuleci bandy kibiców miała już większość angielskich klubów. Sytuacja zaostrzyła jeszcze bardziej się w latach 60. minionego stulecia. Upadek niektórych gałęzi przemysłu pociągnął za sobą wzrost bezrobocia, a w efekcie frustrację młodzieży. Mecze stały się miejscem jej rozładowywania. Największą nienawiść żywiły do siebie dwie londyńskie drużyny – „Chelsea Headhunters”, czyli „Łowcy głów” z dzielnicy Chelsea, i Tottenham.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Katarzyna Jaklewicz, dziennikarka niezależna, mieszka w Londynie; konsultacja: Paweł Sikora