Nie wiem, czy będziemy mieć w tym roku wybory, ale wiele ważnych decyzji zapadło właśnie w tych dniach. Nawet jeśli koalicja przetrwa kryzys,nic już nie będziepo staremu.
Byliśmy bowiem świadkami niezwykle brutalnego odsłonięcia wielu mechanizmów władzy, kojarzących się dotąd bardziej z filmami gangsterskimi aniżeli realiami naszego życia politycznego. Urzędy państwowe zastosowały mechanizm prowokacji, aby uderzyć w korupcję na najwyższych szczytach władzy. Niewiele brakowało, abyśmy oglądali spektakl z wicepremierem wyprowadzonym w kajdankach ze swego urzędu. Z pewnością wielu zadaje sobie pytanie, czy w tej sytuacji nie zostały przekroczone granice dzielące państwo prawa od państwa policyjnego.
Koniec bezkarności
Aresztowanie dwóch osób z bliskiego otoczenia wicepremiera Leppera jest zjawiskiem nowym w naszym życiu politycznym, ale pozytywnym. Oznacza bowiem, że skończył się czas bezkarności także dla elit rządzących. Na taką wiadomość Polska czekała od dawna. Spektakularna dymisja Leppera nie była finałem jakiegoś gigantycznego spisku politycznego, jak codziennie przekonuje sam zainteresowany. Była prostym wyciągnięciem konsekwencji z faktu, że osoba zamieszana w dwuznaczne sytuacje nie może sprawować najważniejszych urzędów w państwie. Gdyby Lepper miał dobre intencje, sam by się podał do dymisji i powiedział, że spokojnie czeka na wyniki prokuratorskiego śledztwa.
Zamiast tego obrał taktykę odwracania uwagi od własnej osoby, oskarżając po kolei premiera oraz kolejnych jego ministrów: Ziobrę, Kaczmarka, Kamińskiego i Wassermana, do niedawna kolegów z rządu. Nie wyjaśnił jedynie, jak to się stało, że tak znaczącą pozycję w jego otoczeniu mógł pełnić Piotr Ryba, który podjął się załatwić „odrolnienie” gruntów na Mazurach, i dlaczego proponował go do władz telewizji publicznej.
W centrum zamieszania jest także Centralne Biuro Antykorupcyjne. Idea jego powołania wyrastała z prostej diagnozy, że ryba gnije od głowy. Aby przerwać ten proces, należało stworzyć instrument użyteczny również do zwalczania korupcji na najwyższych szczytach władzy. Na czele Biura stanął Mariusz Kamiński. Jego jakobiński radykalizm mógłby być groźny, gdyby przyszło mu działać w systemie totalitarnym. Jednak w czasach rozchwianej demokracji jego niezależność, determinacja i gotowość podjęcia ryzyka są zaletami. Gdy pojawiła się szansa uderzenia w korupcyjne układy, skorzystał z niej, stosując podręcznikową nieomal metodę prowokacji. Żałować należy tylko, że ktoś zdradził i operacja nie została doprowadzona do końca. Otwarte natomiast pozostaje pytanie, czy Biuro będzie działało z podobną determinacją, gdy tropy prowadzić będą do gabinetów zajmowanych przez polityków PiS.
Pomimo wszystko można jednak mówić o sukcesie. Po raz pierwszy bowiem padł strach na szemranych biznesmenów, lobbystów i kanciarzy różnej maści, znakomicie dotąd sobie radzących w mętnych wodach naszej polityki. Gdyby ktoś wcześniej zastosował prowokację, gdy znany bywalec salonów Marek Dochnal mówił o swych rozległych kontaktach i możliwościach, nie byłoby kilku głośnych afer, problemu szwajcarskich kont ani udziału „lobbysty” w pracach prezydenckiej fundacji. Problemem Polski nie jest bowiem wyimaginowana wszechwładza Centralnego Biura Antykorupcyjnego, lecz słabość państwa, powszechna korupcja i bezkarność elit. Bez zastosowania nadzwyczajnych środków, rzecz jasna sankcjonowanych prawem, tego zjawiska wyplenić się nie uda.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Grajewski