Komu zależy na reformie służby zdrowia: strajkującym lekarzom czy rządowi?
Minister zdrowia Zbigniew Religa, mimo choroby nowotworowej płuc, nie składa dymisji i zapowiada kolejne zmiany w służbie zdrowia: ustawę o sieci szpitali, koszyk świadczeń gwarantowanych, przeniesienie funduszu chorobowego z ZUS do NFZ, ustawę o informatyzacji w systemie opieki zdrowotnej, ustawę pielęgnacyjną. Mówi też o nadwyżce finansowej w NFZ, w związku z którą wszystkie szpitale będą zawierać dodatkowe kontrakty w najbliższych dniach. Tymczasem lekarze nie tylko strajkują nadal, ale zaostrzają formę protestu: biorą urlopy na żądanie, a nawet rezygnują z pracy.
Nie chodzi o pieniądze?
Zwykło się mówić, że jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Tymczasem działacze Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy twierdzą, że chodzi im o coś zupełnie innego. – Chcemy skłonić rządzących do poważnej dyskusji na temat służby zdrowia – podkreśla w rozmowie z „Gościem” przewodniczący OZZL Krzysztof Bukiel. – To właśnie my proponujemy rozwiązania długofalowe, natomiast z wszystkich deklaracji strony lekarskiej wynika, że oni przede wszystkim chcą pieniędzy – twierdzi Paweł Trzciński, rzecznik Ministerstwa Zdrowia. – Jesteśmy w stanie znaleźć porozumienie, jeżeli chodzi o rozwiązania systemowe, ale w sytuacji, kiedy lekarze mówią: „Dobrze, ale miliard”, trudno o jakąkolwiek rozmowę. – Gdybyśmy napisali w postulacie strajkowym, że zależy nam na reformie służby zdrowia, to od razu usłyszelibyśmy, że strajk jest nielegalny – odpowiada Bukiel. – Ze względów formalno-prawnych strajk musi być o pieniądze i my strajkujemy o pieniądze. Oczywiście rządzący wykorzystują to przeciwko nam, np. pani poseł Szczypińska uczepiła się mojego stwierdzenia, że trzeba doprowadzić do niepokoju społecznego. Niestety, nasze doświadczenia wskazują, że musi być niepokój społeczny, żeby rządzący w ogóle się tematem zainteresowali. Ale nie chodzi nam tutaj tylko o pieniądze, raczej o zmiany systemowe, na końcu których będzie oczywiście wzrost wynagrodzeń personelu medycznego.
Szpital na prawach rynku
O jakich zmianach systemowych mówią lekarze? Czy chodzi tu o prywatyzację służby zdrowia? – Hasła: „prywatyzacja” czy „zwiększenie nakładów” nie załatwiają wszystkiego – twierdzi Krzysztof Bukiel. – Te wszystkie rzeczy trzeba zrobić jednocześnie. Po pierwsze muszą być zbilansowane nakłady z wydatkami. Tutaj kluczową rolę może odegrać koszyk świadczeń zdrowotnych. Ale nie taki, jak proponuje minister Religa – spis wszystkich możliwych, ale niekoniecznie osiągalnych świadczeń – tylko taki ich zakres, na który jest pokrycie w pieniądzach publicznych. I to powinno być bezpłatne. Reszta musi być albo odpłatna, albo częściowo odpłatna. Mówimy raczej: częściowo odpłatna, bo kogoś może nie być stać na to, żeby zapłacić np. 3 tysiące za zabieg, ale będzie w stanie zapłacić 300 złotych. Nie może być tak, że ten, kto nie chce czekać, daje łapówkę, albo idzie do lekarza prywatnie. Właściwie wszystko powinno odbywać się bez kolejki, ale jeżeli brakuje na to środków publicznych, to się dopłaca, po to, żeby otrzymać dane świadczenie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Szymon Babuchowski