Góry, góry, góry... A na nich uzbrojeni talibowie, którzy świetnie znają każdą ścieżkę. To Afganistan. Trafiło tam 1188 polskich żołnierzy.
Jakie niebezpieczeństwa na nich czyhają? – Groźne są miny-pułapki, ostrzał ogniowy i zamachowcy samobójcy – ocenia ppłk Piotr Sołomonow, który przez ostatnie siedem miesięcy dowodził w Afganistanie kontyngentem kilkudziesięciu polskich saperów. Wrócił do domu dopiero kilka dni temu. – Mogą się zdarzyć ataki talibów na nasze konwoje i patrole. Tak samo jak strzelają do Amerykanów, Brytyjczyków i swoich własnych afgańskich żołnierzy, mogą próbować strzelać też do nas – ostrzega.
Rakietą w naszych?
Talibowie mogą robić zasadzki na drogach, ale trudniej będzie im zagrozić bazom, w których mieszkają polscy żołnierze. Najbezpieczniej jest w ogromnej bazie Bagram, gdzie działa polskie dowództwo. Każdy polski żołnierz będzie tam przyjeżdżać na wypoczynek raz w miesiącu, na 3 lub 4 dni. – Baza Bagram to taka forteca, że można ją sięgnąć tylko rakietą z dużej odległości. Ale w ciągu pół roku, kiedy tam byłem, talibowie tylko jeden raz tego spróbowali, i to bardzo niecelnie – wspomina ppłk Sołomonow. – Żeby trafić rakietą, trzeba precyzyjnie ustawić np. kąty nastawu. A do tego trzeba dobrze wyszkolonego żołnierza.
– Talibowie takich nie mają? Przecież tam wojna trwa z przerwami od 30 lat... – dziwię się.
– Tak, ale oddziałami talibów dowodzą dzisiaj zwykle młodzi ludzie, w wieku 18–30 lat. To jakie oni mogą mieć doświadczenie bojowe? – mówi pułkownik. – Próbują teraz robić to samo co w Iraku. Na przykład wysadzają się gdzieś w tłumie, żeby wywołać w państwie jak największy zamęt. – A nie próbowali ostrzeliwać waszej bazy na przykład z moździerza? – pytam. – Nie, bo to też nie takie proste. Na przedpolu baz nie ma żadnych drzew. Łyso. W Bagram widać wszystko jak na dłoni na półtora do dwóch kilometów. Talibowie musieliby podjechać, ustawić moździerz, dobrze wycelować... A przy bazie nie mogą tego zrobić niezauważeni – ocenia ppłk Sołomonow.
GROM już w akcji
Najbardziej niebezpieczne akcje już prowadzi w Afganistanie GROM. Gdy amerykański zwiad satelitarny i lotniczy znajdzie w górach kryjówki talibów, do akcji ruszają komandosi, także polscy. Zaskakują talibów w ich pieczarach z zaminowanymi podejściami. GROM to ścisła światowa elita. 80 najlepszych polskich komandosów stacjonuje w Kandaharze na południu Afganistanu. Niebezpieczeństwo zajrzy też w oczy siedmiuset żołnierzom z batalionu manewrowego. Mieszkają oni w trzech górskich bazach na wschodzie kraju. Będą pilnować granicy z Pakistanem, zza której często przychodzą terroryści. Ich zadaniem jest też utrzymanie porządku na ważnej drodze z Kabulu do Kandaharu, która łączy północ z południem kraju. Muszą ją patrolować, bo inaczej przejmą ją talibowie albo bandyci i rabusie. To jedna z nielicznych przyzwoitych dróg w Afganistanie. W tym kraju dwa razy większym od Polski zaledwie 2,7 tys. kilometrów dróg jest przykryte asfaltem. Nie ma też kolei i tylko nieliczne rzeki są żeglowne.
Polacy od pół roku ćwiczyli walkę w takich warunkach. Jeździli do Kotliny Kłodzkiej, w Bieszczady i w Tatry, żeby nauczyć się walki w górach. Na przykład tego, jak prowadzić ostrzał pod dużym kątem w górę albo w dół. Walkę wśród budynków przećwiczyli w niemieckim Hohenfels, gdzie na poligonie stoi całe miasteczko. Był tam nawet wysmukły minaret, taki sam, jakie w Afganistanie można spotkać przy meczetach.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Przemysław Kucharczak