Zaszłam w ciążę w wyniku gwałtu. Świat zawalił mi się na głowę. Chciałam usunąć to dziecko. Dziś czuję do niego najpotężniejszą miłość świata – pisze nastolatka
Sprawa konstytucyjnego wzmocnienia ochrony życia nie jest zamknięta. Pomimo odrzucenia propozycji poprawek konstytucyjnych, temat za jakiś czas powróci, a z nim argument związany z dziećmi poczętymi w wyniku gwałtu. Choć – na szczęście – takich przypadków jest niewiele, są one mocno wykorzystywane w walce o złagodzenie lub zachowanie obecnego ustawodawstwa antyaborcyjnego. Premier Jarosław Kaczyński wielokrotnie powtarzał, że państwo nie może zmuszać kobiety do urodzenia dziecka poczętego w wyniku gwałtu, czyli że państwo daje kobiecie prawo do jego zabicia. Argument ten trafia do przekonania wielu. Jak wykazują badania opinii społecznej, większość Polaków uważa, że kobieta, która poczęła w wyniku gwałtu lub kazirodztwa, ma prawo do aborcji: do pozbycia się żywego dowodu zbrodni gwałtu na jej osobie, godności i niewinności.
Ojcem dziecka jest Bóg
Trudno było jednak usłyszeć głos kobiet, które stały się ofiarą agresji. Jest tak pewnie dlatego, że same nie chcą o tym mówić, lecz jak najszybciej zapomnieć. Wystarczy jednak anonimowość, aby poznać ich opinie. „Zostałam zgwałcona. Zdawać by się mogło, że moja dusza znalazła się w innym ciele, albo ciało to samo, a dusza inna” – opisuje swoje uczucia na jednym z forów internetowych pewna nastolatka. Ciało zgwałcone stało się ciałem obcym. Dlatego pojawienie się dziecka odbierane jest jak kolejny akt tragedii. „Świat zawalił mi się na głowę po raz kolejny. Chciałam usunąć to dziecko. Jestem osobą silnie wierzącą. Zaczęłam się modlić, żeby okazało się, że to ciąża urojona. Przed świętami Bożego Narodzenia zaczęłam czuć ruchy dziecka. Naciskałam na brzuch, chciałam je z siebie wydusić, wcześniej brałam wszystkie leki w domu, na których było napisane, że grożą poronieniem. Naprawdę nie chciałam tego dziecka. Płakałam po nocach. To był koszmar”.
Tej dziewczynie pomogli najbliżsi. Mama przyjęła wiadomość o ciąży córki nadzwyczaj spokojnie. Zapisała ją do psychologa i otoczyła troskliwą opieką. Dzięki temu dziewczyna mogła później powiedzieć: „Teraz, gdy czuję jego ruchy, gdy wyobrażam je sobie takie maleńkie, pachnące, to czuję do niego najpotężniejszą miłość świata. Zrozumiałam, że ono nie ma ojca. Był tylko jakiś dawca nasienia. Jego ojcem jest Bóg”. Akt agresji został przezwyciężony przez bezwarunkową miłość wobec nowego życia.
Nie wszystkie kobiety, które zdecydowały się na urodzenie dziecka pochodzącego z gwałtu, potrafią obdarzyć je miłością i przyjąć do końca zobowiązania, jakie niesie za sobą macierzyństwo. Trudno je za to potępiać. Raczej trzeba docenić, że zamiast „pozbyć się problemu”, zdecydowały się urodzić dziecko.
„Kiedy miałam 17 lat, zostałam zgwałcona, wskutek czego zaszłam niestety w ciążę. Gwałt był dla mnie najgorszym i najstraszniejszym przeżyciem w życiu. Urodziłam dziecko. Nie mogłam nawet na nie patrzeć. Nie było żadnych łez szczęścia. To była dla mnie rozpacz. To dziecko to był dla mnie mały potwór i niech nikt mnie nie ocenia – chyba, że przeszedł to samo. Oddałam dziecko, ale to nie zmienia faktu, że jestem matką i że źle się z tym czuję. Nie chcę tego dziecka, ponieważ nie umiałabym go normalnie wychować. Wielu ludzi patrzy na mnie jak na wyrodną matkę, więc gdybym decydowała teraz, nie urodziłabym go. Zresztą to nie była moja wina, a ja nadal przez to cierpię. To nie jest w porządku” – takie dramatyczne wyznanie możemy przeczytać w internetowych komentarzach pod jednym z artykułów na temat aborcji.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Artur Bazak