Sierpy i młoty pojawiły się na ulicach włoskich miast. Telewizja pokazała twarze nowych adeptów Czerwonych Brygad. Fala aresztowań, jaka przetoczyła się ostatnio przez Italię, dowodzi, że ideały lewackiego terroryzmu wciąż są żywe.
Przekazuję wam wiadomość od Czerwonych Brygad! Nic nie ujdzie bezkarnie. Podjęliśmy sztandar, który upadł – taką wiadomość przekazał młody człowiek redakcji największego dziennika „Corriere della Sera”. Kilka godzin wcześniej w północnych Włoszech policja aresztowała 15 osób. Minister spraw wewnętrznych Giuliano Amato oświadczył, że „prawdopodobnie udało się zapobiec zamachowi terrorystycznemu”.
Towarzysze w areszcie
Policja, która śledziła członków Komunistycznej Partii Polityczno-Wojskowej, nawiązującej do tradycji Czerwonych Brygad, jest przekonana, że w ostatniej chwili udaremniła serię krwawych zamachów. Celem terrorystów był m.in. były premier Silvio Berlusconi. Znaleziono plany ataku na jego posiadłość. Planowano też zamachy na siedzibę należącego do niego koncernu telewizyjnego Mediaset. Wśród potencjalnych celów był również prawicowy dziennik „Libero”, biura telewizji Sky Italia Ruperta Murdocha, kilku naukowców oraz biznesmenów.
Policjanci, którzy śledzili terrorystów od trzech lat, tym razem okazali się jednak szybsi. Siedemdziesięciu towarzyszy zatrzymano w Mediolanie, Padwie, Turynie i Trieście. W całych północnych Włoszech dokonano kilkudziesięciu rewizji. W ośrodku proletariackim „Iljicz” w mieście Sesto San Giovanni policja znalazła nie tylko listę potencjalnych celów, ale również kominiarki i materiały propagandowe. Sąsiedzi i rodziny zatrzymanych terrorystów ze zdumienia przecierali oczy i w kółko powtarzali: to wspaniały ojciec, sąsiad, taki spokojny człowiek… Wśród aresztowanych jest m.in. przedszkolanka. Znający zasady działania Czerwonych Brygad podkreślają, że kobiety pełnią w nich zadania na równi z mężczyznami.
Wszyscy zatrzymani odmówili składania zeznań i zdeklarowali się jako więźniowie polityczni. Postawiono im zarzut przynależności do organizacji zbrojnej, działalności wywrotowej, nielegalnego posiadania broni i próby obalenia systemu demokratycznego. Na murach wielu miast pojawiły się napisy domagające się uwolnienia „towarzyszy z Czerwonych Brygad”, rozpowszechniane są ulotki o podobnej treści. Wierni towarzysze próbowali nawet zastraszyć stróżów prawa. W Padwie podpalono bramę domu, w którym mieszka szef tamtejszego Wydziału Dochodzeń i Działań Specjalnych DIGOS.
Rower do zadań wywiadowczych
Na trop odradzających się Czerwonych Brygad policja wpadła przypadkowo w sierpniu 2004 r. W Mediolanie znaleziono rower przystosowany do zadań wywiadowczych. W lampce na kierownicy miał zamontowaną kamerę, pod siodełkiem nadajnik. W piwnicy znaleziono też instrukcje dotyczące obsługi broni i produkcji środków wybuchowych. Dochodzenie nabrało tempa, gdy w tym samym mieście odkryto lewackie materiały propagandowe, kominiarki, palniki acetylenowe i sprzęt elektroniczny. Agenci przez wiele miesięcy śledzili osoby podejrzane w przeszłości o kontakty z Czerwonymi Brygadami.
Wyniki przeszły wszelkie oczekiwania. Wydawało się, że po doszczętnym rozbiciu w końcu lat 80. organizacja przestała istnieć. Tymczasem ci, którym udało się umknąć wymiarowi sprawiedliwości, werbowali nowych adeptów i systematycznie przygotowywali nową falę terroru. Że nie były to żarty, świadczy choćby odnaleziony przez policję skład broni. Mieścił się on opuszczonym budynku w szczerym polu. W ruinach dawnego gospodarstwa znaleziono broń różnego kalibru, wśród nich kałasznikowy i uzi. Teren, na którym znajdował się potężny arsenał, należał do jednego z aresztowanych, który uchodził za zagorzałego pacyfistę. Budynek służył też za strzelnicę i miejsce szkolenia terrorystów z ugrupowania o jawnie marksistowsko-leninowskim odcieniu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Beata Zajączkowska, dziennikarka Radia Watykańskiego