Każdy student, który w przemówieniu na zakończenie szkoły wypowie słowo „Jezus”, zostanie natychmiast aresztowany i spędzi sześć miesięcy w więzieniu – orzekł sędzia Samuel B. Kent. To nie żart, tylko wyrok w procesie z 1995 r. w amerykańskim stanie Teksas.
Aby do tego nie dopuścić, sąd zarządza, by na uroczystości z okazji ukończenia szkoły obecny był szeryf federalny. Jeżeli którykolwiek z uczniów złamie orzeczenie sądu, zostanie natychmiast aresztowany, a za lekceważenie sądu grozić będzie sześciomiesięczny areszt w więzieniu hrabstwa Galveson – ogłosił sędzia.
Czy sędzia Samuel B. Kent to przypadek psychiatryczny?
Otóż nie: sędziowie w Ameryce coraz częściej tak orzekają. I choć niektórzy prawnicy uważają, że sądy pokrętnie interpretują prawo, to moda na „dokopywanie” chrześcijaństwu wciąż przybiera na sile. Amerykański pisarz i prawnik David Limbaugh pisze o tym w książce „Prześladowanie. O tym, jak liberałowie prowadzą wojnę z chrześcijaństwem”. Ta książka właśnie ukazała się w Polsce. Jest pełna szokujących, konkretnych przykładów spychania chrześcijan do getta we współczesnej Ameryce.
Słowo „liberałowie” w tytule jest nieco mylące. Liberalizm to szerokie pojęcie. Zwolennicy liberalizmu w gospodarce są często żarliwymi chrześcijanami. Wrogą Kościołowi ideologią jest za to liberalizm moralny. I o tych drugich liberałach pisze Limbaugh.
Chrześcijanie precz
Ron Brown był asystentem trenera drużyny futbolowej Uniwersytetu Stanford. W 2002 r. postanowił ubiegać się o posadę głównego szkoleniowca. Poszedł więc na rozmowę kwalifikacyjną. Uczelniany dyrektor do spraw sportu pytał o jego poglądy. Ron nie ukrywał, że jest chrześcijaninem. A przy kolejnych pytaniach dyrektora wyraził swoje przekonanie, że współżycie homoseksualne jest grzechem.
Efekt? Dyrektor odesłał Rona Browna z kwitkiem. „Jego zdaniem moje chrześcijańskie poglądy nie pasowałyby do stanowiska uczelni” – relacjonował później oburzony Brown. Wicedyrektor ds. sportu wcale się tego nie wypierał. Powiedział studenckiej gazecie, że poglądy religijne Browna nie były jedynym powodem odrzucenia jego kandydatury. Były jednak czymś, „co z całą pewnością należało brać pod uwagę”.
Sprawa trenera chrześcijanina podzieliła studentów Stanford. Studentka Courtney Wooten, która była uczelnianą przewodniczącą organizacji Sojusz Heteroseksualistów i Homoseksualistów, przekonywała: „Ach, byłoby mu tu naprawdę ciężko. Ogół studentów naprawdę źle by go przyjął”. Inaczej to widział szef Zrzeszenia Studentów Ryan Wilkins. „Decyzja Stanfordu niesie w sobie niebezpieczny przekaz – ostrzegał. – On jest przecież trenerem futbolu. Sądźmy go po tym, czy jego gracze dobrze spisują się na boisku, czy mają do niego szacunek i czy udaje im się skończyć studia. Nie okazujmy komuś braku szacunku i nie odbierajmy mu szansy zatrudnienia tylko z tego powodu, że nosi w teczce Biblię”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Przemysław Kucharczak