Na popularyzowaniu nauki nie da się zarobić – głosi obiegowa opinia. Nie powinno więc dziwić, że komercyjne stacje telewizyjne i radiowe unikają tego jak ognia. Więcej wiary w inteligencję odbiorcy – Panie i Panowie!
W Niemczech programy telewizyjne, w których poruszane są tematy naukowe, są często wizytówką dużych stacji komercyjnych. W Polsce jedynie telewizja państwowa stara się coś w tej dziedzinie robić. Wygląda to jednak, jak gdyby się bała. „Symulator Faktu”, jedyny program popularnonaukowy z prawdziwego zdarzenia, emitowany jest rzadko i nieregularnie. A szkoda.
Na awersję do tematów naukowych w Polsce cierpią tak w zasadzie tylko prywatne media elektroniczne. Gazety – które także są przecież prywatne – radzą sobie z tym dobrze. We wszystkich ogólnopolskich dziennikach są działy naukowe. Takie mają także tygodniki opinii. Nie jest to bynajmniej działalność charytatywna. Z badań wynika, że kolumny naukowe są bardzo chętnie czytane, czasami nawet chętniej niż teksty innych działów, np. gospodarczego czy opinii. Co ciekawe, czytelnicy nie tylko lubią zaglądać na „naukę”, ale czytają drukowane tam artykuły od początku do samego końca. Czy możliwe jest, że ludzie chętnie czytają o nauce, ale niechętnie ją oglądają w telewizji? To raczej mało prawdopodobne.
Tornado w Berlinie
W Niemczech prywatnych stacji telewizyjnych jest wiele. To stacje komercyjne, nastawione tylko i wyłącznie na zarabianie pieniędzy. I prawie każda z nich ma swój program popularnonaukowy. Tak jak np. n-TV – odpowiednik polskiego kanału informacyjnego TVN-24. „Welt der Wunder” („Świat cudów”) emitowany jest pięć razy w tygodniu w porze największej oglądalności (pomiędzy 19 .00 a 21.00) i trwa prawie godzinę. Stacja Pro7 emituje codziennie (za wyjątkiem soboty) bardzo dobry program „Galileo”. Trwa godzinę i rozpoczyna się o 19.00. Po nim jest główne wydanie wiadomości.
W niedzielę Pro7 emituje „Galileo Extra”, w którym poruszany jest obszerniej tylko jeden temat, a kilka razy w miesiącu można zobaczyć „Galileo Special”. W ostatnim odcinku analizowano, czy Jack Sparrow – pirat i hulaka, bohater bardzo popularnego przeboju kinowego „Piraci z Karaibów”, mógł istnieć w rzeczywistości. Kiedy indziej zastanawiano się, czy z powodu globalnego ocieplenia Berlin może zostać zniszczony przez tornado. Zdjęcia do programu robiono m.in. z latającego nad miastem helikoptera, pokazywano trójwymiarowe animacje zniszczeń i inscenizowano, jak wyglądałoby życie w stolicy Niemiec po kataklizmie.
Z kolei duża część programu o piracie była kręcona na drewnianym żaglowcu, który pływał pomiędzy wyspami Karaibów. Aktorzy ubrani w stroje z epoki i głos narratora w tle opowiadający o tym, jak w tamtych czasach żyło się ludziom wyjętym spod prawa. Koszt realizacji takiego programu jest na pewno duży, ale musi się to producentowi opłacać. Efekt końcowy ogląda się jak film przygodowy, niemalże jak reportaż z tamtych czasów nakręcony ukrytą kamerą.
Odbiorca jest tak pochłonięty oglądaniem, że nie zdaje sobie nawet sprawy z tego, że przy okazji poznaje nowe fakty. Nawet nie wie, w którym momencie „przemycana” jest wiedza naukowa, często dorobek wielu pokoleń badaczy. Historyków i archeologów w przypadku historii pirata z Karaibów, klimatologów i meteorologów w przypadku tornada w Berlinie. To sztuka zainteresować, a nie zanudzać. Naukę pokazywać jako dziedzinę, która rozwiązuje konkretne problemy, wyjaśnia niezrozumiałe zagadnienia, otwiera zamknięte dotychczas drzwi.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek, doktor fizyki, dziennikarz naukowy, stały współpracownik Radia eM