– Zawsze chciałem mieć coś, co przypominałoby Jezusa. Coś, co można dotknąć, zobaczyć – mówi ojciec Antoni Dudek OFM. W okolicy Prudnika, wraz z kilkuosobową ekipą, kończy budowę kopii łodzi św. Piotra
Proszę przyjechać do stoczni, tam będziemy czekać – ojciec Antoni chętnie zgadza się na spotkanie. Nie jestem pewien, czy dobrze usłyszałem: jak znaleźć stocznię w miejscowości, gdzie największym akwenem jest zapasowy zbiornik dla miasta? Mieszkańcy nie mają jednak problemu ze wskazaniem celu. Przyzwyczaili się do wizyt prasy i telewizji. Od ponad pięciu miesięcy kilka osób daje mediom powody do zainteresowania.
Pomysł z Galilei
Zaczęło się w lutym 2004 roku. W czasie pielgrzymki do Ziemi Świętej ojciec Antoni odwiedził muzeum, w którym oglądać można fragment łodzi, znalezionej nad jeziorem Genezaret w 1986 roku. Badania naukowców wykazały, że zachowany w mule kadłub pochodzi z okresu od ok. 40 roku przed Chrystusem do 80 r. po Chrystusie. Istnieje zatem duże prawdopodobieństwo, że łódź należała do rybaków- -Apostołów i była „uczestnikiem” doniosłych wydarzeń znanych z Ewangelii. Długość 8,20 m i szerokość 2,30 m – są oryginalnymi wymiarami nietypowego znaleziska. Zachowany fragment ma 1,25 m wysokości. Przetrwał dzięki konserwującym właściwościom osadu, zamienionego z czasem w twarde błoto.
– Myśl o zbudowaniu kopii tej łodzi długo chodziła mi po głowie. Zawsze chciałem mieć coś, co przypominałoby Jezusa. Coś, co można dotknąć, zobaczyć. A z łodzią związane są wielkie wydarzenia naszej wiary: Chrystus nauczał z łodzi, przeżył na niej burzę. Łódź zawsze była symbolem Kościoła – mówi o. Antoni.
Ponieważ obiekt nie zachował się w całości, uczeni stworzyli model łodzi w skali 1:10. Ojciec Antoni postanowił zrobić własny model. Przebywając na górze Nebo, skonstruował własnoręcznie łódkę w skali 1:20. Po powrocie do kraju umieścił ją w muzeum misyjnym oo. franciszkanów w Krakowie Bronowicach. To nie wystarczyło. Dojrzewała myśl, aby pójść kilka kroków dalej.
Siła pasji
– Oni chyba nie wiedzieli, na co się zgadzają – ojciec Antoni wspomina z uśmiechem poszukiwanie wspólników. Żaden z członków załogi nie miał pojęcia o budowie statków czy łodzi. Znają się za to na drewnie i meblach. Alojzy Powroźnik i Józef Maćków mają duże doświadczenie w pracach stolarskich, ale to ich pierwsza przygoda z „meblem pływającym”. Jeździli zatem do Chałup na Helu, do właściciela firmy szkutniczej, żeby podpatrzyć, jak to się robi. Natomiast książka amerykańskich naukowców posłużyła za źródło przy tworzeniu rysunków i szablonów. Wzorowali się na ich schematach i planach.
– Tu trzeba mieć pasję. Gdyby nie zapał ojca, nic by z tego nie było – Zbigniew Jarosz, inżynier i emerytowany dyrektor fabryki mebli, również przyłączył się do inicjatywy. Prace ruszyły 5 listopada 2005 roku. Poza stałą ekipą wykonawców, jest spora grupa wspierająca budowę. Rysunek techniczny, śrubki (ok. 1 tys. sztuk), drewno z tartaku itd. – za tym wszystkim stoi bezinteresowność wielu osób. Ojciec Antoni podkreśla to na każdym kroku: – Trzeba o tym mówić, o tej życzliwości ludzi i ich zrozumieniu. Przecież budujemy tę łódź w miejscu, gdzie ani jeziora nie ma, ani morza.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina