Miała 23 lata, gdy spotkała siostrę Faustynę. Na jednym ze spotkań Sodalicji Mariańskiej ks. Sopoćko zapytał, kto zaprowadzi do portrecisty Eugeniusza Kazimierowskiego młodą zakonnicę. Powiedział, że siostra miała objawienia i artysta ma namalować obraz Jezusa Miłosiernego.
Zgłosiła się Jadzia. – Myślałam: zwykła siostrzyczka, skromniutka, ciągle zamyślona. Widocznie przemyśliwała to, co Pan Jezus do niej mówił – wspomina pani Jadwiga.
Ostatnio coraz częściej pali przy łóżku gromnicę. Na szafce widać ślady stearyny. – Ale wciąż wracam do życia i mówię o Bożym miłosierdziu. Może po to Pan Jezus mnie jeszcze zatrzymuje? – mówi. Wierzy, że to Boże miłosierdzie uratowało jej męża od śmierci w kopalni w Workucie. – Śmierci się nie boję. Zawsze trwałam przy Bogu, wierzyłam, że nic się nie stanie bez Jego woli.
Niedawno mi się śniło, że szłam ulicą i zobaczyłam nieznaną budowlę. Dokuczył mi hałas i zapragnęłam tam wejść. Nagle poczułam, że w kieszeni mam klucz. I, o dziwo, pasował do tamtych drzwi. A w środku śpiew, śliczna muzyka, ludzie przesuwają się powoli cienkim sznurem. Ktoś zrobił mi miejsce, żebym się włączyła. Pomyślałam sobie: „to chyba niebo”. Aż się z wrażenia obudziłam.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jadwiga Krypajtis 93 lata