Niedługo jeżdżących w karetkach lekarzy zastąpią ratownicy medyczni. Czy ta zamiana jest dobra dla pacjenta?
Bardzo dobra, usprawni pracę pogotowia – twierdzą pomysłodawcy ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym.
– Dramatyczna. Ratownicy nie mają odpowiednich kwalifikacji – alarmują lekarze.
– Trudno powiedzieć. Brakuje nam praktyki – wahają się przyszli ratownicy.
Szybcy i sprawni?
Co kryje dumnie brzmiąca nazwa: Państwowe Ratownictwo Medyczne? W praktyce chodzi o to, by skoordynować działania służb takich jak pogotowie, straż pożarna i policja, kiedy zdarzy się wypadek. Poszkodowany lub świadek dzwoni wtedy do tzw. CPR-u (Centrum Powiadamiania Ratunkowego). Pracujący tam w jednym pomieszczeniu dyspozytorzy pogotowia, straży pożarnej i policji jednocześnie otrzymują zgłoszenie. Na miejsce wypadku przyjeżdżają w tym samym czasie strażacy, policjanci i karetka pogotowia, z której zamiast lekarza wyskakuje ratownik medyczny. Ma on udzielić pierwszej pomocy oraz przetransportować ofiary do najbliższego SOR-u (Szpitalny Oddział Ratunkowy).
– W przypadkach takich jak karambol na autostradzie ratownicy dadzą sobie radę – przyznaje Maciej Hamankiewicz, prezes Śląskiej Izby Lekarskiej.
Niezbyt fachowi?
Pogotowie w Polsce jeździ jednak nie tylko do wypadków. Wyobraźmy sobie inną sytuację. Pacjent nagle źle się poczuł. Dzwoni na pogotowie. Wkrótce w drzwiach domu staje ratownik medyczny.
– Często mamy do czynienia ze stanami zagrożenia życia, które może ocenić tylko lekarz. Ból w klatce piersiowej wcale nie musi oznaczać zawału. Trzeba wziąć stetoskop i osłuchać pacjenta – twierdzi Hamankiewicz.
Lekarz uczy się przez sześć lat studiów, potem w czasie pięcioletniej specjalizacji. Ratownicy medyczni odbywają trzyletnie studia zawodowe zakończone licencjatem.
– Program studiów ratowników jest tak skonstruowany, by uczący się zdobyli pełny zakres umiejętności ratowania życia – przekonuje prof. Krystyn Sosada, współtwórca programu kształcenia ratowników medycznych w Polsce.
Nie zgadza się z nim dr Hamankiewicz. – Ratownik nie ma szans po trzech latach opanować wszystkiego – twierdzi.
Dr Albert Szweda pracuje w pogotowiu ponad 10 lat. Od pewnego czasu w karetce towarzyszy mu ratownik medyczny. – Ci ludzie są bardzo mili, chętni, ale brakuje im porządnego przeszkolenia – mówi. – Bywa i tak, że w czasie wizyty domowej ratownik podaje mi wenflon, żeby nakłuć żyły pacjenta, bo sam boi się to zrobić. A ponoć go uczyli...
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Joanna Brożek