Nie mamy najlepszych stosunków z Rosją. Moskwa ma do nas pretensje o zaangażowanie na Ukrainie, a także o próby tworzenia wschodniej polityki Unii Europejskiej. Towarzyszy temu reanimacja antypolskich resentymentów.
W naszej świadomości nie utrwalił się fakt, że polskie wojska stacjonowały na Kremlu. Rosjanie zawsze dobrze to pamiętali. Po upadku komunizmu, gdy trzeba było poszukać innych symboli, odwołali się do wydarzeń sprzed lat. Dla nich oznaczają one początek budowy rosyjskiego imperium. Imperium, które powstało na gruzach Rzeczypospolitej.
Wielka smuta
Nie zrozumiemy dziejów polskiej interwencji na Rusi Moskiewskiej bez przypomnienia wydarzeń, które ją poprzedziły. W 1584 r. zakończyło się ponad 50-letnie panowanie jednego z najbardziej krwawych władców w dziejach Europy, cara Iwana IV, który przeszedł do historii z przydomkiem Groźny. Przed śmiercią zdołał zabić prawie wszystkich krewnych, również najstarszego syna Iwana.
Gdy umierał, Rosja zamarła z grozy i niepokoju o dalsze losy. W kraju panował chaos, z którym zupełnie nie umiał sobie poradzić bojar Borys Godunow, sprawujący władzę w imieniu młodszego carskiego syna Fiodora. W 1598 r. Godunow ogłosił się carem, wykorzystując śmierć Fiodora. Aby zalegalizować swój tytuł, musiał pozbyć się carewicza Dymitra, najmłodszego syna Iwana IV, który wychowywał się poza Moskwą. Siepacze Godunowa zamordowali Dymitra.
Wkrótce jednak pojawiły się pogłoski, że Dymitr ocalał, a mordercy zamiast niego zabili innego chłopca. Im bardziej nieudolne były rządy Godunowa, tym łatwiej dawano posłuch opowieściom o prawdziwym władcy, ukrywającym się w jednym z prawosławnych monastyrów. Rozpoczynała się wielka smuta, czas upadku władzy centralnej, zamieszania i obcej interwencji w sprawy rosyjskie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Grajewski