Pionierski w Polsce zabieg wszczepienia nowoczesnej protezy rogówki przeprowadził w katowickim Szpitalu Kolejowym prof. Edward Wylęgała.
Rogówka jest dla oka tym, czym dla zegarka jest jego szkiełko. – Ona jest fenomenalna – mówi prof. Wylęgała. Tłumaczy, że to żywa tkanka, która, po pierwsze, jest przezroczysta, a po drugie zawsze zachowuje tę samą grubość. Zapewniają to jakby miniaturowe pompy, usuwające wodę z komórek tej tkanki. Jeśli grubość rogówki jest niewłaściwa, to obraz powstający w oku jest albo zniekształcony, albo nie ma go wcale. Wrogami rogówki są także stany zapalne oraz uszkodzenia, wynikające na przykład z oparzeń.
Niektóre problemy mogą być też wrodzone. W każdym razie zmętnienie rogówki oznacza utratę wzroku. Wtedy konieczny jest przeszczep. Prof. Wylęgała ma w tej dziedzinie duże doświadczenie. Trzy rodzaje przeszczepów rogówki wykonał jako pierwszy w Polsce. W sumie przeprowadził takich zabiegów około półtora tysiąca. Problem w tym, że 10 proc. przeszczepów jest odrzucanych. Co wtedy? Trzeba założyć protezę rogówki. – Już w końcu XVIII wieku francuski okulista z Tuluzy Pellier de Quengsy wpadł na pomysł, żeby zastąpić zmętniałą rogówkę szklaną protezą – opowiada prof. Wylęgała.
Idea ta doczekała się realizacji dopiero w latach 60. XX wieku. Nikt nie miał wątpliwości, że taka proteza powinna być wykonana z przezroczystego plastiku. Powstał jednak problem: jak tę protezę umocować w oku? Jeśli rogówkę porównamy do szkiełka w zegarku, to jej mocowanie można by porównać z kopertą zegarka. A przynajmniej tą jej częścią, do której szkiełko jest przymocowane.
Z czego zrobić taką „ramkę”? Pomysły były różne: jedni zaproponowali, żeby zrobić ją z własnej kości pacjenta. Inni użyli do tego dakronu – włókna sztucznego, jednego z materiałów kosmicznych. Pojawił się jednak kolejny problem: takie protezy łatwo wypadają z oka. Lekarze radzą sobie z tym, wszczepiają tę protezę, ale potem zszywają powieki. Oko jest więc jakby zamknięte, z wyciętym pośrodku okrągłym otworem, przez który światło wpada do jego wnętrza. Wygląda to niezbyt estetycznie.
Na najlepszy pomysł (choć nie zawsze możliwy do zastosowania) wpadł okulista z Harwardu prof. Claes Dohlman. W jego metodzie nie trzeba zszywać powiek. Zaproponował, żeby „oprawką” dla protezy była rogówka pobrana od zmarłego dawcy. Taka „ramka” może być odrzucona przez organizm biorcy, tzn. może zmętnieć. Nie ma to jednak znaczenia, bo przejrzystość zachowuje plastikowy, optyczny element protezy pośrodku.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jarosław Dudała