Ostatni raz do znajdującego się na ziemskiej orbicie teleskopu Hubble’a poleciała misja remontowa.
Nie ma wątpliwości, że teleskop kosmiczny Hubble’a jest jednym z najbardziej udanych eksperymentów naukowych ery kosmicznej. O tym, że prawdziwie dokładny teleskop to taki, który działa poza ziemską atmosferą, naukowcy wiedzieli od dawna. Koncepcję dużego teleskopu kosmicznego udało się zrealizować dopiero 19 lat temu. Sama budowa trwała bardzo długo. Początkowo koszty szacowano na 400 mln dolarów. Gdy przekroczono okrągły miliard, amerykańska agencja kosmiczna NASA uznała, że nie jest w stanie unieść tak dużego obciążenia finansowego. Teleskopem „podzieliła” się z innymi agencjami kosmicznymi. Ostatecznie teleskop kosztował 2,5 mld dolarów. Doliczając do tego koszty wysłania i umieszczenia go na orbicie, wydano 6 mld dolarów.
Było warto
Początek nie był szczęśliwy. Źle wyprofilowano 2,5-metrowe zwierciadło teleskopu. Ten działał bez zarzutu, ale robił nieostre zdjęcia. Przez 3 lata przełykano porażkę. Aż w końcu wysłano na orbitę misję naprawczą, która błąd popełniony jeszcze na Ziemi naprawiła. W sumie, łącznie z tą właśnie zakończoną, było pięć misji naprawczych. Teleskop Hubble’a otworzył zupełnie nowy rozdział w astronomii. Wychował pokolenie badaczy, którzy patrząc przez niego jak przez dziurkę od klucza, widzieli zupełnie nowy wszechświat. Nie tylko ten daleki, ale także ten całkiem nam, Ziemianom, bliski. Niezależnie jednak od zasług, orbitalny teleskop za kilka lat zostanie zniszczony. Spłonie w ziemskiej atmosferze i wpadnie do Pacyfiku. Jego utrzymanie jest drogie, a poza tym jest już prawie gotowy następca Hubble’a, teleskop Webba. Ten będzie wystrzelony w 1014 roku.
Teleskop w rozsypce
Kilka dni temu zakończyła się ostatnia misja naprawcza, zawieszonego 600 km nad Ziemią, staruszka Hubble’a. Naprawiali go astronauci, którzy na orbitę polecieli promem Atlantis. Prace wymagały pięciu kilkugodzinnych wyjść w przestrzeń kosmiczną. Eksperci oceniają, że ze wszystkich misji naprawczych ta właśnie zakończona była najtrudniejsza. Tak jak poprzednio naprawiano pojedyncze części teleskopu, tak teraz ilość elementów do wymiany była naprawdę długa. Nowe baterie, żyroskopy i kamery. W teleskopie kosmicznym po 19 latach pracy większość urządzeń była w rozsypce. Nie działało urządzenie, które „paczkuje” dane zebrane z urządzeń badawczych i wysyła na Ziemię oraz to, które na podstawie układu gwiazd znajdowało kierunek teleskopu i naprowadzało go na żądany obiekt. W sumie przetransportowane na orbitę części zamienne ważyły tonę. Astronauci zabrali ze sobą 116 specjalnie wykonanych narzędzi. Misja była skomplikowana także z innego powodu.
Lot do teleskopu jest bardziej ryzykowny niż na pokład stacji kosmicznej Alpha. W tym ostatnim przypadku, gdyby prom uległ uszkodzeniu w czasie startu, astronauci zawsze mogliby w pomieszczeniach stacji poczekać na pomoc. W czasie misji naprawczej teleskopu to niemożliwe, bo Alpha znajduje się 200 km poniżej orbity Hubble’a. W sytuacji awaryjnej astronauci do niej nie dotrą. NASA postanowiła więc wysłać z misją naprawczą jeden prom (Atlantis) i przygotować do startu drugi (Endeavour). W razie wypadku czy uszkodzenia Endeavour niezwłocznie miał wystartować astronautom na pomoc. Start jednego promu, gotowość drugiego, miesiące przygotowań i części zamienne. To wszystko kosztuje krocie, ale teleskop jest tego wart. Tym bardziej że promy kosmiczne, w zasadzie jedyny istniejący środek lokomocji, który umożliwia dotarcie do teleskopu, odchodzą za rok na emeryturę. Za rok do Hubble’a nie będzie czym dolecieć. To, co nie zostało naprawione w czasie właśnie zakończonej misji, nie zostanie naprawione nigdy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek