W sensie sportowym olimpiada już umarła, choć jako spektakl medialny nie traci na popularności. Olimpiada to komercja na niespotykaną skalę. Ogromne pieniądze, polityka i… szukanie drogi na skróty
Droga na skróty to niedozwolone wspomaganie organizmu, doping. W zakończonym przed kilkoma tygodniami wyścigu kolarskim Tour de France skandal gonił skandal. Francuska prasa pisała, że został stracony sportowy sens tych zawodów, funkcjonują one tylko jako „objazdowy cyrk na dwóch kółkach”. Kolarstwo jest najbardziej „zdopingowanym” sportem, ale afer nie brakuje w wielu innych dyscyplinach. Wspomaganie w sporcie zawsze miało miejsce, ale problem zaczął narastać, gdy za wygraną zaczęły pojawiać się ogromne pieniądze. To datki sponsorów, którzy chcą mieć widowisko. A widzowie wołają: szybciej, wyżej, dalej. Szkoda, że nie uczciwiej.
Olimpiada na dopingu?
Chiny powodzenie olimpiady uważają za punkt honoru. Czy zdołają zapobiec dopingowemu skandalowi? W Chinach za walkę z niedozwolonym wspomaganiem zabrano się bardzo późno. Pierwsze testy zaczęto robić dopiero kilkanaście lat temu. Rok temu przebadano zawodników na dużą skalę. Na ponad 10 tys. sprawdzonych próbek tylko w 15 przypadkach znaleziono niedozwolone środki. Bardzo trudno uwierzyć, że badanie było uczciwe. W Europie (także w Polsce) czy USA średnio przyłapuje się na dopingu od 1 do 2 proc. badanych sportowców. W Chinach ten odsetek był dziesięć razy mniejszy. To tym dziwniejsze, że w przeszłości zdarzało się, że z powodu dopingu do domu wracali wszyscy chińscy reprezentanci w jakiejś dyscyplinie. Olimpiada w Pekinie ma być wolna od nieuczciwego wspomagania – mówią Chińczycy. To chętnie powtarzana demagogia. Do obsługi igrzysk zatrudniono niecały tysiąc ekspertów antydopingowych. Próbki mają być analizowane w 41 laboratoriach, a samych kontroli ma być 4,5 tysiąca. Te liczby mogą robić wrażenie. Kłopot w tym, że w armii ekspertów będzie tylko dziesięciu z zagranicy, z 41 laboratoriów 34 będą znajdowały się w Pekinie, a sportowców na olimpiadzie ma być prawie 11 tysięcy.
Są wątpliwości
Dwa tygodnie przed rozpoczęciem olimpiady internetowy serwis BBC napisał, że ma dowody na to, że chińskie laboratoria źle badają próbki. Miały nie wykryć w próbkach krwi jednego z najpopularniejszych „dopalaczy” – tzw. EPO, czyli erytropoetyny. To hormon, który powoduje wzmożoną produkcję czerwonych krwinek przez szpik kostny. Im więcej czerwonych krwinek, tym więcej tlenu z płuc przedostaje się do mięśni. Te mogą dłużej i wydajniej pracować. W Internecie można kupić preparat za 50 dolarów. Kłopot w tym, że przestarzałe procedury Światowej Agencji Antydopingowej (WADA – World Anti-Doping Agency) całkowicie odstają od rzeczywistości. EPO jest naturalnie produkowana przez organizm (gdy w tętnicach nerkowych zaczyna płynąć krew o zbyt małym stężeniu tlenu). Sprawy nie ułatwia także fakt, że dobowe stężenie hormonu jest zmienne (największe w godzinach nocnych, a najmniejsze w porannych). Co do kryteriów wykrywania dopingu w przypadku EPO nie ma zgody nawet wśród ekspertów. Korzystają z tego oszuści, odwołując się do sądów, gdy wyniki badania próbek ich krwi pozostawiają wątpliwości.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek