No i przyjdzie nam zapłacić z własnej kieszeni. Nie wiadomo jeszcze, czy zwiększy się coroczna składka krajów członkowskich UE (wtedy Polska dopłaci 60 mln euro), czy też każdy zostanie poproszony o danie co łaska. Jedno jest pewne. Jakoś trzeba uzbierać brakujące 10 mld euro na europejską wersję GPS-u.
Pieniądze co prawda już leżały na kupce, ale nagle prywatni inwestorzy się wycofali, zostawiając unijnych biurokratów z niezapłaconymi rachunkami.
Po co budować Galileo, skoro działa GPS? Ten ostatni należy do amerykańskiej armii. W Europie zaufanie do tej instytucji plasuje się pomiędzy grubo poniżej zera i bardzo grubo poniżej zera. Obawiano się, że Amerykanie mogą się rozmyślić i sygnał GPS dla Europy zablokować albo zakłócać.
Galileo ma być darmowy, ale wtedy dokładność namierzenia będzie wynosiła od 4 do 15 metrów. Dla tych, którzy wykupią abonament, dokładność wzrośnie do mniej niż metra. Dla porównania darmowy GPS ma dokładność ok. 4 metrów.
Galileo miał zaspokoić kosmiczne aspiracje Europejczyków. Miał pokazać Amerykanom, że i my potrafimy. Tak miało być, a jak jest? Europejczycy na potęgę korzystają z GPS-u i nie wydają się z tego powodu nieszczęśliwi. Opóźnienia w budowie Galileo sięgają już 5 lat, a może być znacznie gorzej, bo o tym, jak go sfinansować, kraje członkowskie dopiero zaczną debatować. A jak wiadomo, w Europie lubi się dyskutować. Czasami jest sympatycznie, zwykle za długo, niestety zbyt często mało konkretnie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek, doktor fizyki, dziennikarz naukowy, stały współpracownik Radia eM