W "Rzeczpospolitej" ukazał się obszerny raport o stanie Kościoła w Polsce. Wyłania się z niego generalnie dobry obraz naszej wspólnoty.
Co prawda zdecydowana większość rodaków nie wie, kto jest prymasem Polski, ale już zaufanie do duchownych utrzymuje się na wysokim poziomie. Aż 83 proc. Polaków ufa papieżowi, a 71 proc. proboszczowi. Nie sprawdziła się lansowana od dawna teza o spadku religijności w związku ze wzrostem bogactwa. Przez ostatnie dwadzieścia lat Polska zmieniła się gruntownie, a religijność tylko nieznacznie. W 1990 roku na niedzielną Mszę św. chodziło regularnie 50 proc. Polaków, a w 2009 – 41 proc.
Mamy tu do czynienia z regresem, ale w Hiszpanii w porównywalnym okresie udział w niedzielnej Eucharystii spadł z 40 do 18 proc. Podobnie było w gwałtownie bogacącej się Irlandii. Tam spadek praktyk religijnych jest dramatyczny – z 81 proc. w 1990 roku do 44 proc. w 2006. W Polsce ludzie jeszcze chodzą do kościoła. I tu zaczynają się schody. W opisie stanu Kościoła zawrotną karierę robi słowo „jeszcze”.
Ludzie jeszcze chodzą do Kościoła, jeszcze się spowiadają, jeszcze mamy powołania kapłańskie i zakonne. Używanie słowa „jeszcze” sugeruje jednak, że kiedyś przestaną. To tylko kwestia czasu. Jakbyśmy mentalnie pogodzili się z nieuchronnym spadkiem religijności. Niedawno rektor krakowskiego seminarium ks. Grzegorz Ryś odprawiał z jedenastoma młodymi księżmi Mszę św.
Pomyślał wówczas, że z jednej strony to zbyt mała liczba, by „obsłużyć” archidiecezję, ale wystarczająca, by podbić świat. Chrystus posłał z Góry Oliwnej dokładnie jedenastu apostołów. W naszym myśleniu o Kościele dominuje postawa pasywna. Co robić, by nie stracić kolejnej owieczki. Jak zachować status quo. Brakuje fantazji i odwagi, by pytać, jak zdobyć wszystkich.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Marek Gancarczyk