Nie potrafię ocenić zasadności opinii, że koalicja rządząca porozumiała się w sprawie likwidacji Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, ale projekt, który ma zostać uchwalony, nie rozwiązuje żadnego problemu. Ani też tego, jakie szanse niesie ze sobą nowela w kwestii odblokowania unijnych funduszy dla Polski (zapewne w chwili ukazania się tego numeru „Gościa Niedzielnego” wiedzieć będziemy więcej).
Ale już sam fakt, że trwająca od miesięcy przepychanka w sprawach niezawisłości tego, co powinno być naprawdę niezawisłe, toczy się w kontekście finansów państwa, powoduje zniesmaczenie. Biorąc pod uwagę fakt, że Polska tych pieniędzy potrzebuje, trudno oprzeć się wrażeniu, że majstrowanie – mówiąc kolokwialnie – przy wymiarze sprawiedliwości skończy się jakąś formą kompromisu w kształcie „kto więcej kołderki na swoją stronę przeciągnie”. Przykre to, bo kompromisy bywają zgniłe. Premier Mateusz Morawiecki wyraził nadzieję, „że zmiany wprowadzane w tej ustawie nie zmienią jej charakteru na tyle, aby z jednej strony pan prezydent jej nie odrzucił, a z drugiej strony, aby nie wyszła ona poza ramy kompromisu z Komisją Europejską, bo wtedy winę za wyjście poza ramy kompromisu będą musieli ponieść ci, którzy do tych zmian doprowadzili”. Dodał, że zarówno wśród opozycji, jak i wewnątrz obozu Zjednoczonej Prawicy „są osoby, którym nie podoba się fakt wypracowania kompromisu z UE. Te osoby raczej karmią się konfliktem, żywią się sporem, polaryzacją. Nie wszystkim podoba się to, że się dogadaliśmy”.
I tu, przyznam, trochę się zdziwiłem. A nawet zaniepokoiłem. I zadałem sobie pytanie, co dla przeciętnego Kowalskiego znaczy „dogadywać się”. Zwłaszcza w kontekście, w którym pojawiają się pieniądze i prawo, stanowione wszak przez specjalistów. Czy będzie potrafił takim specjalistom ufać? Jeśli jakiś czas temu stwierdzili, że to i to rozwiązanie jest słuszne i nie zmienili zdania nawet pod wpływem ogromnego nacisku ze strony środowiska prawniczego, to dlaczego zmieniają je obecnie? – mógłby zapytać taki obywatel. I dodać do tego pytania argument, że jeśli za słusznością jakichś przepisów przemawia kategoria zysku ekonomicznego, to jest to demoralizujące.
Zaufanie do prawa, a co za tym idzie: do tych, którzy je stanowią, jest istotnym elementem porządku społecznego. Dotyczy to również tych, którzy na podstawie tego stanowionego prawa decydować będą o losach innych ludzi. To dlatego z dystansem podchodzę do tematu poruszonego w bieżącym numerze przez Tomasza Rożka – sztucznej inteligencji, która miałaby w przyszłości zastąpić ludzi w wydawaniu wyroków („Inteligencja w sądzie”, ss. 56–57). Na podstawie badań stwierdzono, że potrafi ona skuteczniej połączyć fakty i okoliczności oraz przypisać je do konkretnych norm. Nie boję się nowoczesności, ale obawiam się automatyzacji. I trochę też tego, że w zapomnienie może pójść zasada, którą wielokrotnie powtarzał zmarły przed laty ksiądz profesor Remigiusz Sobański, sędzia kościelny: „Mam do czynienia z człowiekiem, nie z papierem”. Nie mam wątpliwości, że tylko prawnikom wyznającym tę właśnie zasadę warto ufać. •
ks. Adam Pawlaszczyk Redaktor naczelny „Gościa Niedzielnego”, wicedyrektor Instytutu Gość Media. Święcenia kapłańskie przyjął w 1998 r. W latach 1998-2005 pracował w duszpasterstwie parafialnym, po czym podjął posługę w Sądzie Metropolitalnym w Katowicach. W latach 2012-2014 był kanclerzem Kurii Metropolitalnej w Katowicach. Od 1.02.2014 r. pełnił funkcję oficjała Sądu Metropolitalnego. W 2010 r. obronił pracę doktorską na Wydziale Prawa Kanonicznego UKSW w Warszawie i uzyskał stopień naukowy doktora nauk prawnych w zakresie prawa kanonicznego.