"Marzę o czymś bardzo prostym, o czymś zbliżonym do najprostszych gmin chrześcijańskich w pierwszych wiekach Kościoła. Prowadząc życie Nazaretu w pracy i kontemplacji Jezusa. Mała rodzina, mała domowa wspólnota, jak najprostsza, jak najmniejsza".
Jutro w Rzymie odbędzie się kanonizacja br. Karola de Foucauld, francuskiego mnicha i pustelnika (1858 – 1916). Za życia br. Karola żadne zgromadzenie nie powstało, dopiero po jego śmierci znalazły się osoby, które zapragnęły prowadzić „życie kontemplacyjne w świecie” według jego wskazówek. Z jego duchowości wyrosły Wspólnoty Małych Braci i Małych Sióstr Jezusa. Pierwszym polskim Małym Bratem był Andrzej Kazimierski, który obecnie mieszka we wspólnocie pod Warszawą. Na pytanie, co zawdzięcza błogosławionemu br. Karolowi odpowiada: „Dzięki niemu powstało zgromadzenie, o którym nigdy w Polsce nie słyszałem, a tak właśnie chciałem żyć”.
"Marzę o czymś bardzo prostym"
Br. Karol de Foucauld: „Marzę o czymś bardzo prostym, o czymś zbliżonym do najprostszych gmin chrześcijańskich w pierwszych wiekach Kościoła… Prowadząc życie Nazaretu w pracy i kontemplacji Jezusa… Mała rodzina, mała domowa wspólnota, jak najprostsza, jak najmniejsza…”
Mali Bracia pojawili się w Polsce, w Krakowie w listopadzie 1977. Na początku było ich trzech, teraz w Polsce żyje siedmiu braci. W 1983 r. kupili ziemię i zbudowali (nielegalnie, jak ich sąsiedzi) dom w Truskawiu, na skraju Puszczy Kampinoskiej. W roku 1993 powstała także druga wspólnota, która mieści się na warszawskiej Pradze Północ.
Brat Andrzej Kazimierski był u początków wspólnoty w Polsce. „Powołanie to jest tajemnica. Nie byłem nigdy bardzo zaangażowany w życie chrześcijańskie, nie służyłem jako ministrant, ale pociągało mnie prawe, uczciwe życie. W czasie studiów na Politechnice Wrocławskiej trafiłem do duszpasterstwa, gdzie miałem możliwość pogłębienia wiary. Wtedy zaczęła się rodzić we mnie myśl, żeby coś pożytecznego zrobić dla Pana Boga, dla Kościoła. W pierwszym odruchu myślałem o wstąpieniu do Seminarium. Byłem tam kilkakrotnie, żeby się bliżej zapoznać. Nie będę w tej wypowiedzi dość oryginalny, ale gdy przyjrzałem się z bliska, to zauważyłem, że Seminarium to takie pobożne koszary. A że już wcześniej zaliczyłem wojsko, karnie, w 1968 roku, to wiedziałem, że w takich koszarach to się nie odnajdę”.
Po skończeniu elektroniki na Politechnice Andrzej rozpoczął pracę w zawodzie, gdyż zgodnie z ówczesnymi przepisami trzeba było przez trzy lata odpracować studia. Ale myśl o głębszym poświęceniu życia Bogu nie opuszczała go. „Czułem się dobrze w pracy, miałem przyjaciół, swoje środowisko. Pomyślałem, że chciałbym być zakonnikiem, ale takim, który żyje w świecie, pracuje, mieszka wśród ludzi. Muszę przyznać, że już wtedy nie podobały mi się przywileje, jakie mieli księża, i takie trochę wynoszenie na piedestał duchownych. To mi nie odpowiadało. Chciałem być szarym obywatelem, który żyje Ewangelią, ale mieszka wśród ludzi, pracuje i stara się Słowo Boże w jakiś sposób wprowadzać w życie. Wielką rolę w moim życiu odgrywają kobiety. W Krakowie mieszkała siostra Adamska, karmelitanka, specjalistka od Edyty Stein. Któryś z jezuitów poradził mi, żebym porozmawiał z nią o swoich rozterkach. Propozycja była dla mnie trochę dziwna: szczera rozmowa przez kratę z osobą, której w ogóle nie znałem. Ale poszedłem i szczerze opowiedziałem, jakie dylematy w sobie noszę. Siostra mi poradziła: «Wstąp do jezuitów, ale jak zobaczysz, że nie realizujesz tego, co w tobie siedzi od początku, to wystąp i idź za tą pierwszą intuicją, którą masz w twoim poszukiwaniu drogi życiowej, idź za tym. To jest nić przewodnia, której nie powinieneś opuszczać». To spotkanie z karmelitanką bardzo mnie uspokoiło, bo mężczyźni raczej radzili mi, żebym po prostu wstąpił do «normalnego» zakonu”.
Momentem, który zadecydował o dalszej drodze życiowej br. Andrzeja, była książka o bracie Karolu de Foucauld autorstwa Michela Carrouges’a. „Zafascynowała mnie jego postać. Życie brata Karola to jedna wielka przygoda. To był trochę taki awanturnik, lubił wojsko, kobiety, pociągało go nawet pewne ryzyko. W Maroku żył ciągle w niebezpieczeństwie. Później przyszło nawrócenie, które zmieniło jego życie, ale nadal pozostał niespokojnym duchem. Z tej książki dowiedziałem się, że istnieją zgromadzenia zakonne Małych Braci i Sióstr Jezusa, które żyją regułą i duchowością br. Karola, czyli mieszkają wśród ludzi, pracują wśród ubogich. Pomyślałem wtedy, że może wcale nie jestem taki oryginalny. Postanowiłem ich odszukać”.
W połowie lat 70. br. Andrzej postanowił wyjechać na Zachód z zamiarem odnalezienia wspólnoty Małych Braci. Taki wyjazd w tym czasie graniczył z cudem: trzeba było znaleźć instytucję, która by udzieliła wsparcia w wysokości 150 dolarów, następnie złożyć podanie o paszport i wizę. A w dodatku obowiązywał go jeszcze trzyletni nakaz pracy. Prawie roczne starania zostały uwieńczone sukcesem: dostał wizę do Włoch. Pojechał do Rzymu nie znając żadnego zachodniego języka. Odnalazł Małe Siostry Jezusa, które skierowały go do wspólnoty Małych Braci. Mieszkali oni wśród ubogich w rzymskich slumsach. Po 6 miesiącach w Rzymie wyjechał do Paryża, by rozpocząć naukę języka francuskiego. Następnie w 1976 r. rozpoczął nowicjat we Francji w Tuluzie, ucząc się nadal języka i studiując filozofię. Część nowicjatu odbył we wspólnocie w Farlete koło Saragossy w Hiszpanii. Po prawie trzech latach pobytu za granicą, w trakcie których złożył swoje pierwsze śluby zakonne, wrócił do kraju. Dołączyło do niego jeszcze dwóch innych braci, którzy też wcześniej nie odnaleźli się w tradycyjnych wspólnotach zakonnych: kamedulskiej i franciszkańskiej.
Tak powstała w Krakowie pierwsza wspólnota Małych Braci Jezusa. Zatwierdził wspólnotę w 1977 r. kard. Karol Wojtyła – potajemnie i ustnie, gdyż nie można wtedy było w Polsce zakładać nowych zgromadzeń zakonnych. „Pamiętam naszą wizytę u kard. Wojtyły – wspomina br. Andrzej – trzech młodych ludzi, z długimi włosami i brodami… Ale kardynał bardzo się ucieszył, że w jego diecezji będą Mali Bracia, o których słyszał na Zachodzie, znając już wcześniej Małe Siostry Jezusa”.
"Ani rozległych posiadłości, ani okazałych siedzib"
Br. Karol de Foucauld: „Żadnego szczególnego ubioru – jak Jezus w Nazarecie; nie mniej niż osiem godzin pracy dziennie (o ile możności ręcznej) – jak Jezus w Nazarecie; ani rozległych posiadłości, ani okazałych siedzib, ani wielkich wydatków, ani nawet hojnych jałmużn, ale skrajne ubóstwo we wszystkim – jak Jezus w Nazarecie. Jednym słowem we wszystkim twym wzorem – Jezus w Nazarecie.”
Zgodnie z zaleceniami br. Karola, bracia próbują żyć ideałem Nazaretu. Mieszkają po dwóch, trzech lub czterech, nie odróżniając się zbytnio od otoczenia. Wierzą, że żyjąc właśnie takim życiem, bez niczego, co stwarza dystans, można pogłębiać wartości ewangeliczne – prostotę, przyjaźń, dzielenie się. I widzą, że właśnie ludzie ubodzy pomagają im odkryć prawdziwe wymagania i aktualność Ewangelii.
Bracia na ogół pracują w prostych zawodach i nie chcą pełnić kierowniczych funkcji, by być z tymi, którzy są zwykłymi ludźmi. „W solidarności z osobami i środowiskami najbardziej poniżonymi bracia wybierają przede wszystkim prace najbardziej zwyczajne i najmniej cenione” (Konstytucje). Br. Andrzej obecnie jest na emeryturze, ale wcześniej pracował m.in. jako konserwator stolarz, konserwator aparatury medycznej, elektromonter na budowach, pracownik techniczny w hipermarkecie.
„Nasz charyzmat to jest życie kontemplacyjne w świecie. Nie jesteśmy bezpośrednio zaangażowani w głoszenie Ewangelii. Mamy tylko żyć Ewangelią” – przypomina br. Andrzej.
Na zakończenie naszej rozmowy prowadzonej w małej kuchni drewnianego domu położonego na skraju Puszczy Kampinoskiej Mały Brat powraca do mojego pytania, co zawdzięcza bł. Karolowi de Foucauld: „Zawdzięczam mu poczucie powszechnego braterstwa. On chciał być takim bratem uniwersalnym, bratem wszystkich. Trochę zapomnieliśmy jako chrześcijanie, że wszyscy, których spotykamy, to są nasi bracia i siostry. Wydaje mi się, że ten aspekt ewangeliczny braterstwa w sumie gdzieś w historii zaginął, a dzięki bratu Karolowi, jakby na nowo się do niego wraca. Bo braterstwo jest podstawową i uniwersalną wartością Ewangelii. Te wartości ewangeliczne są na tyle nośne, że nawet ludzie, którzy nie są chrześcijanami, dostrzegają ich wagę, wystarczy wspomnieć hasła rewolucji francuskiej. I co jeszcze zawdzięczam br. Karolowi de Foucauld? To, że dzięki niemu powstało zgromadzenie, o którym nigdy w Polsce nie słyszałem, a tak właśnie chciałem żyć”.