Robert Eggers nie został, przynajmniej na razie, Szekspirem kina.
Fascynacja Wikingami nie gaśnie. Po dwóch serialach, a zapowiadana jest kontynuacja drugiego, czyli „Wikingowie. Walhalla”, na ekrany kin trafiła amerykańsko-brytyjska produkcja „Wiking”. Być może jest to najbardziej zbliżona do rzeczywistości, chociaż nie pozbawiona elementów fantasy, opowieść o rozbójnikach z Północy z jaką mieliśmy do tej pory do czynienia. W tym sensie, że pozwala widzowi zrozumieć dlaczego ich pojawienie się gdziekolwiek w Europie budziło grozę.
Film ma jeszcze jedną zaletę. W przeciwieństwie do seriali, nie znajdziemy tu chrześcijan przedstawianych w odróżnieniu od wyznawców kultów pogańskich jako morderców, gwałcicieli, obłudników zdolnych do każdego zła. W tym sensie Robert Eggers, reżyser filmu pokazując przerażające, nie wiemy na ile nie jest politycznie poprawny. Z pewnością walorem filmu są też znakomite zdjęcia.
Wydaje się, ze na tym kończą się zalety filmu, który okazuje się krwawą, brutalną opowieścią o zemście młodego Wikinga na zabójcy jego ojca. Niech nas nie zmyli fakt, że bohater tytułowy, Amleth, został zaczerpnięty z tego samego źródła z którego korzystał Szekspir, czyli kroniki średniowiecznego historyka Saxo Grammaticusa. Robert Eggers nie jest, przynajmniej na razie Szekspirem kina, ani Sofoklesem. Zrealizował chaotyczny, nihilistyczny w swojej wymowie obraz, w którym poszczególne wątki wydają się biec własnymi torami miast splatać w jakąś miarę logiczną całość.
Wiking, reż. Robert Eggers, wyk.: Alexander Skarsgård, Nicole Kidman, Claes Bang, Anya Taylor-Joy, Ethan Hawke, USA/Wielka Brytania 2022
Edward Kabiesz