„W słowach papieża Franciszka na temat wojny Rosji przeciwko Ukrainie nie ma absolutnie nic gołosłownego. Ojciec Święty jasno i wyraźnie mówi o przemocy, cierpieniu, męczeńskim narodzie ukraińskim i o ofiarach cywilnych. Choć nie wymienia z imienia agresora, co jest mądrą tradycją Kościoła, to żadna inteligentna osoba nie ma chyba wątpliwości, słuchając czy czytając słowa Papieża, że kiedy mówi on o wojnie na Ukrainie to ma na myśli agresora, którym jest Rosja” – zaznacza Andrea Tornielli. W rozmowie z KAI dyrektor wydawniczy mediów watykańskich przypomina, że także św. Jan Paweł II nigdy w czasie swojego pontyfikatu, ilekroć interweniował przeciwko wojnie, nie nazwał po imieniu agresora. Mówi m. in. o wizycie Franciszka w rosyjskiej ambasadzie przy Stolicy Apostolskiej i zachęca tych, którzy nie rozumieją, bądź nie do końca ufają papieskim słowom i gestom, do „złapania częstotliwości” słów Papieża.
Piotr Dziubak (KAI): Dlaczego według Pana do dzisiaj papież Franciszek nie nazwał prezydenta Putina i Rosji agresorami w tak ewidentnej napaści militarnej na Ukrainę? To jedno z pytań bardzo często pojawiających się w polskich mediach.
Andrea Tornielli: Trochę mnie zaskakuje to, że takie pytanie pojawia się w Polsce, w ojczyźnie św. Jana Pawła II, który nigdy w czasie swojego pontyfikatu, ilekroć interweniował przeciwko wojnie, nie nazwał po imieniu agresora. Nie zrobił tego w przypadku Slobodana Miloszewicza w czasie wojny na Bałkanach, prosząc o otwarcie korytarzy humanitarnych. Nie zrobił tego wobec Busha, Aznara i Blaira w 2003 roku błagając ich, żeby nie atakowali Iraku. Jest to mądrą tradycją Kościoła, żeby nie wymieniać z imienia i z nazwiska agresorów w przemówieniach papieskich. Media watykańskie zawsze wskazują na Rosję i Władymira Putina, ale w przemówieniach papieskich, kiedy konflikt już się zaczął, jest już tradycją Kościoła, żeby nie nazywać agresora z imienia i z nazwiska. Żadna inteligentna osoba nie ma chyba wątpliwości, słuchając czy czytając słowa Papieża, że kiedy mówi on o wojnie na Ukrainie to ma na myśli agresora, którym jest Rosja. W czasie wojny zmienia się styl wypowiedzi papieskich. Tak jest teraz z Franciszkiem, tak było z św. Janem Pawłem II, św. Janem XXIII, z Pawłem VI i Piusem XII. Dlaczego? Z ostrożności? Nie. Papież cały czas ma iskierkę nadziei na pokój i na dialog. Zawsze! Żeby Stolica Apostolska mogła zrobić wszystko w celu zakończenia wojny, czy konfliktu. Aby móc negocjować potrzebna jest też i ostrożność w przemówieniach. W przypadku Polaków powtórzę: nie ma niczego nowego w tej kwestii, czego by nie zrobił św. Jan Paweł II. W słowach Papieża Franciszka na temat wojny Rosji przeciwko Ukrainie nie ma absolutnie nic gołosłownego. Ojciec Święty jasno i wyraźnie mówi o przemocy, cierpieniu, męczeńskim narodzie ukraińskim i o ofiarach cywilnych.
Dlaczego Papież poszedł do ambasadora Rosji a nie wezwał go do siebie? Dlaczego nie zachował się według tradycji watykańskiej dyplomacji?
Gest Papieża, który miał miejsce zaraz po wybuchu wojny, pokazuje jak poważna jest sytuacja. Papież wykonał zupełnie bezprecedensowy gest. Poszedł i błagał Kreml o zakończenie wojny, żeby nie zabijać cywilów. Poszedł błagać o miłosierdzie. Nie miał żadnych problemów z tym, że w oczach wielu upokarza się. Coś takiego nie miało jeszcze miejsca w historii papiestwa. Wikariusz Chrystusa, poniżył się jak Chrystus idąc do ambasadora Rosji błagając o zakończenie wojny. To był gest wielkiej pokory, który mówi nam, że Papież działa według ewangelicznego serca. To nie jest działanie w duchu politycznym ani dyplomatycznym. Jeśli Papież działałby według logiki politycznej albo dyplomatycznej zaprosiłby do siebie, przywódcę państwa, ambasadora, żeby z nim porozmawiać. Rangę tego gestu jeszcze bardziej podnosi to, że poszedł osobiście do ambasadora Rosji pomimo problemów z chodzeniem, ze względu na chore kolano. Zatem wyjątkowość tego gestu polegała na uniżeniu się i aby wybłagać u przywódcy rosyjskiego państwa, żeby był miłosierny, żeby nie rozpętywał konfliktu z Ukrainą.